Kamil Durczok: w TVN nie mobbingowałem, tylko egzekwowałem dyscyplinę, dla prezesa byłem pozycją w Excelu
Kamil Durczok zapewnił, że nie mobbingował ani nie molestował nikogo w redakcji „Faktów” TVN, przy czym miał ostry styl zarządzania, np. krzyczał na podwładnych. Dziennikarz ma żal do byłego prezesa TVN Markusa Tellenbacha i osoby z „Faktów”, która przekazywała informacje tygodnikowi „Wprost”.
W wywiadzie w nowym numerze „Newsweeka” Kamil Durczok po raz pierwszy od odejścia z TVN obszernie odniósł się do zarzutów postawionych mu na łamach „Wprost” na początku ub.r. Na początku w tekście o mobbingu w pracy pojawiła się wypowiedź anonimowej dziennikarki dużej stacji telewizyjnej, której szef (też znany dziennikarz) miał wulgarnie zaproponować seks. W kolejnym tekście znalazła się obszerna relacja byłej researcherki „Faktów” (nie podano jej nazwiska), twierdzącej że Durczok parę razy proponował jej SMS-owo prywatne spotkania, oraz wypowiedzi anonimowych pracowników redakcji skarżących się na niestosowne zachowania szefa, np. wybuchy złości. W międzyczasie „Wprost” zamieścił też tekst o pobycie Kamila Durczoka w mieszkaniu znajomej, gdzie znaleziono materiały pornograficzne i ślady białego proszku. W czerwcu br. sąd nakazał wydawcy tygodnika przeproszenie dziennikarza za ten tekst i zapłacenie mu 500 tys. odszkodowania.
W związku z tymi publikacjami TVN powołał komisję do wyjaśnienia pogłosek o mobbingu i molestowaniu, a Kamil Durczok wziął urlop (w wywiadzie w TOK FM zapewnił, że nikogo nie mobbingował ani nie molestował, natomiast jako choleryk stosował ostry styl zarządzania). Po rozmowach z 37 obecnymi i byłymi pracownikami stacji, m.in. Durczokiem, komisja ustaliła, że trzy zatrudnione osoby mogły być narażone na niepożądane zachowania (nie wskazano, że sprawcą był szef „Faktów”). Wypłacono im rekompensatę, jednocześnie za porozumieniem stron rozwiązano umowę z Kamilem Durczokiem.
W wywiadzie w „Newsweeku” Durczok powtarza, że nikogo nie molestował ani nie mobbingował, wskazuje przy tym, skąd mogły wziąć się takie pogłoski. - Wiedziałem, że nie byłem święty. I wiem, co robiłem. Wiem, czy byłem dobrym mężem, czy nie. Był czas, kiedy w ogóle nie byłem mężem. Nie będę w to właził, bo to są moje prywatne sprawy. Robiłem, co chciałem - przyznaje. Podkreśla też, że nie dopuścił się mobbingu, bo to oznacza dla niego metodyczne, celowe niszczenie kogoś. - Z pewnością nie byłem szefem idealnym. Dziś trochę lepiej rozumiem, że nawet w tak zaangażowanym, odpornym na pracę pod presją czasu i stresu zespole jak „Fakty” nie każdy musi podzielać punkt widzenia szefa - zaznacza.
Durczok przyznaje, że zdarzało mu się krzyczeć na podwładnych, ale niektórzy z nich też na niego wrzeszczeli. - Jeśli się darłem, to dlatego, że materiał był w idiotyczny sposób zmontowany, że kretyńsko został dopuszczony do emisji. Jeśli się darłem, to dlatego, że ktoś zapomniał zerknąć do PAP czy innego źródła informacji i przekazać mi coś, co było istotne. Ale nigdy nikomu nie powiedziałem: ty idioto, ty debilu, ty kretynie. Nie umiem obrażać ludzi - podkreśla dziennikarz. - Ale nie uwzględniłem tego, że są tacy, którzy nie akceptują takiego sposobu komunikacji. To był mój błąd - przyznaje.
Dziennikarz zapewnia, że nigdy nie wypowiedział wulgarnych słów, które anonimowemu szefowi redakcji telewizyjnej przypisano w pierwszym tekście „Wprost” o tej sprawie. Na posiedzeniu komisji TVN pokazał wyniki badania wariografem, przeprowadzonego przez biegłego sejmowego, które pokazywało, że mówi prawdę, zaprzeczając zarzutom tygodnika. Przyznaje, że kiedy powołano komisję, po raz pierwszy pomyślał, że firma nie jest po jego stronie.
Wyraźny żal Durczok ma do ówczesnego prezesa TVN Markusa Tellenbacha (odszedł w lipcu br. zastąpił go Jim Samples reprezentujący Scripps Networks Interactive, nowego właściciela spółki). Na tyle duży, że dziennikarz nie wymienia w wywiadzie nazwiska Tellenbacha, mówiąc: „ten Szwajcar z TVN, którego imienia nie chce mi się pamiętać”. - Byłem dla niego pozycją w tabelce Excela. Kalkulowałem się albo się nie kalkulowałem - uważa Durczok. Przyznaje też, że po serii tekstów we „Wprost” był dla stacji obciążeniem wizerunkowym.
Dziennikarz ma też żal do jednej osoby z redakcji „Faktów”, która jego zdaniem przekazywała informacje dziennikarzom „Wprost”. - Wystawiła mnie w perwersyjny sposób. Nawet nie tyle mnie, bo mnie już wtedy właściwie w „Faktach” nie było, co cały zespół. Zdradziła nas. Kablowała dziennikarzom „Wprost” o tym, co się dzieje w firmie po moim odejściu, opowiadała o nastrojach panujących w zespole. Tego się nie robi - uważa.
Rozstając się z Kamilem Durczokiem, TVN opublikował tylko komunikat prasowy, w którym nie wskazał winnego niepożądanych zachowań. Pełny raport komisji badającej sprawę wyciekł dopiero w listopadzie ub.r. (firma musiała go przekazać prokuraturze i inspekcji pracy, które w opisywanych wydarzeniach nie dopatrzyły się naruszenia prawa). Wtedy okazało się, że według komisji Durczok w kilku przypadkach dopuścił się czynów noszących znamiona mobbingu i molestowania, ponadto stosował zarządzanie przez strach, wprowadzając zbyt nerwową atmosferę w redakcji.
- Problem polega na tym, że jej raport jest dla mnie tajny, nigdy go nie otrzymałem. Nigdy nic miałem szans ustosunkować się do zarzutów, które w nim zostały sformułowane. To był typowy sąd kapturowy - ocenia to Kamil Durczok.
Od połowy października dziennikarz będzie prowadził swój cotygodniowy program publicystyczny w Polsat News. Podkreśla, że to stacja zaproponowała mu współpracę. Publicyści wypowiadający się dla Wirtualnemedia.pl różnie ocenili powrót Durczoka do mediów, natomiast felietonistka „Wysokich Obcasów” Katarzyna Nowakowska stwierdziła, że pokazuje to, że mężczyźni na wysokich stanowiskach, którzy dopuścili się mobbingu wobec kobiet są nietykalni.
- Jeśli coś mnie martwi, to całe to pseudodziennikarstwo, te felietoniki udające poważną publicystykę, te wywody, które mają tyle wspólnego z rzeczywistością, co ja z baletem. Te komentarze pisane przez „feministki”, jakby to określenie pozwalało wylać na mnie wiadro pomyj bez próby ustalenia, jak było naprawdę - komentuje to Kamil Durczok. Zwraca też uwagę, że mimo tych zarzutów nie miał problemów ze znalezieniem dziennikarzy do swojego serwisu Silesion.pl. - Gdyby się mnie bali, toby się nie zgłosili. Chcieli ze mną pracować - podkreśla.
Dołącz do dyskusji: Kamil Durczok: w TVN nie mobbingowałem, tylko egzekwowałem dyscyplinę, dla prezesa byłem pozycją w Excelu