Krytyka wynika z wiedzy, hejt to same wściekłe emocje (opinie)
Hejt stał się elementem modelu ekonomicznego działania współczesnych mediów oraz celebrytów. Jest on oparty na emocjach i pozbawiony konkretów, tym odróżnia się od nastawionej na dialog krytyki oraz inteligentnej ironii - powszechne zjawisko hejtu komentują Monika Czaplicka, Eryk Mistewicz i Marcin Makowski.
Hejt staje się coraz powszechniejszy w internecie i dotyczy wielu zjawisk oraz dziedzin życia. Ostatnio mnóstwo negatywnych komentarzy pojawiło się przy okazji dyskusji wokół decyzji rządu o przyjęciu uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki. Niektóre media podjęły walkę z hejterami.
Możliwość komentowania przy tekstach o uchodźcach została zablokowana w serwisach internetowych stacji TVP Info i wydawnictwa Agora (m.in. Gazeta.pl, Wyborcza.pl i Tokfm.pl). - W związku z dużą liczbą wpisów nawołujących do przestępstw, zawierających treści rasistowskie i ksenofobiczne wyłączamy możliwość zamieszczania komentarzy pod tekstami o uchodźcach - uzasadniła redakcja tvp.info (więcej na ten temat).
Bardziej restrykcyjną moderację komentarzy wprowadził na swoim portalu tygodnik „Polityka”. Usuwane będą nie tylko wulgarne, obraźliwe i agresywne wpisy, lecz także zawierające gołosłowne oskarżenia, poufne dane i niezwiązane z wątkiem dyskusji (przeczytaj o tym). Na problem hejtu uwagę zwrócił również Wykop.pl, apelując do użytkowników o wypowiadanie się z poszanowaniem prawa. Administracja poinformowała również, że otrzymuje mnóstwo żądań wydania danych autorów wpisów nawołujących do nienawiści i agresji.
Problem nienawistnych komentarzy dotyka także konkretne osoby. W lipcu hejterzy zaatakowali dziennikarza Filipa Chajzera - pod artykułami o śmierci jego syna pojawiły się obelżywe wpisy. Na zjawisko hejtu internetowego często uwagę zwraca również Jarosław Kuźniar. Ostatnio stwierdził nawet, że osoby pozostawiające w sieci pełne nienawiści komentarze powinno się ścigać „jak pijanych kierowców” oraz prezentować ich twarze innym internautom.
Oprócz blokowania komentarzy z hejtem walczyć można w bardziej kreatywny sposób. Udowodnił to autor bloga www.hejty-na-fejsie.tumblr.com, na którym umieszczane są nienawistne komentarze, ale w postaci memów, utworzonych ze zdjęć autorów z Facebooka.
A czym współcześnie różni się hejt od dopuszczalnej krytyki? Czy różnice się zacierają, a może już uległy zatarciu?
Ekspert branży mediów społecznościowych Monika Czaplicka, która prowadzi kampanię „Recepta na hejt”, definiuje hejt jako emocjonalną wypowiedź bez oparcia o konkrety. - Myślę, że ważne są intencje, sposób wrażania i podstawy naszej opinii. Krytyka zwykle wynika z naszej wiedzy lub doświadczenia, chcemy zwrócić uwagę na coś, co wymaga poprawy, piszemy raczej spokojnie i kulturalnie. Ale wiadomo, że nie ma 0-1 sposobu oceny wypowiedzi - zwraca uwagę.
W opinii dziennikarza Marcina Makowskiego, współpracującego z „Rzeczpospolitą”, „Do Rzeczy” i Wirtualną Polską, główna różnica pomiędzy hejtem a dopuszczalną krytyką zawiera się w stylu i tematyce wypowiedzi. - Hejter praktycznie nigdy nie zwraca się z szacunkiem do swojego oponenta, atakuje go personalnie, jest wulgarny i prowadzi komunikację jednokierunkową. Jest spełniony, kiedy wyleje swoje żale i ma świadomość, że one choć przez chwilę wyświetliły się na ekranie komputera osoby, do której je kieruje. To daje mu poczucie władzy i rodzaj pewności siebie. Sądzę, że część hejterów usprawiedliwia swoje działania w myśl zasady: my piszemy to, co ludzie naprawdę myślą - podkreśla Marcin Makowski.
- Krytyka opiera się na rzeczowych argumentach, a nie jedynie na emocjach. Poza tym, nie tylko komunikuje, ale jest również nastawiona na dialog i spór, choć, co oczywiste, nadal nie są to rzeczy miłe dla jej adresata. Ujmując to obrazowo - czym innym jest nazwanie Jarosława Kuźniara po aferze z Walmartem „śmierdzącym cebulakiem”, a czym innym zwrócenie uwagi na fakt, że dopuszcza się zachowań, które potępia u innych. To pierwsze to hejt, to drugie to dopuszczalna krytyka. Myślę, że każdy instynktownie czuje różnicę - dodaje dziennikarz.
Z kolei Eryk Mistewicz, szef kwartalnika opinii „Nowe Media”, uważa, że autorzy nienawistnych i agresywnych komentarzy stali się najbardziej hołubionymi czytelnikami portali, ponieważ samo zjawisko hejt stało się elementem modelu ekonomicznego działania portali, stacji telewizyjnych oraz celebrytów medialnych.
- Teksty już od tytułu mają powodować wściekłość. Wściekłość przekładać ma się na wyżycie się na portalu, popularyzowanie „wściekłych treści”, zaproszenie innych do obrzucenia się inwektywami, generowanie ruchu. Ruch generowany na wściekłości czytelników napędzać ma przychody reklamowe - zwraca uwagę Eryk Mistewicz i zastanawia się, czy hejterem nie powinniśmy uznać w tym modelu raczej „dziennikarza, autora „wściekłej notki”, wydawcę portalu podgrzewającego wściekłość, wydawcę prasowego akceptującego „wściekłą okładkę”, wydawcę programu telewizyjnego dopuszczającego do języka nienawiści na antenie w wykonaniu prowadzącego”, nie zaś zmuszonego do odreagowania czytelnika czy widza.
Marcin Makowski odróżnia także ironię od hejtu. - Ironia również formułowana jest jednokierunkowo i raczej nikt nie oczekuje odpowiedzi na kpinę. Dobra ironia bazuje jednak na wytykaniu logicznych potknięć w wypowiedzi oponenta, wskazywaniu na jego brak konsekwencji czy też hipokryzję. Hejt różni się tym, że nie odnosi się do faktów, ale raczej tego, jaka dana osoba jest - ocenia dziennikarz. - Można ironicznie krytykować błędy ortograficzne prezydenta Komorowskiego, ale już hejtem byłoby naśmiewanie się z jego wyglądu czy np. tonu głosu. Pod tym względem granica się zaciera, ponieważ internauci coraz częściej krytykując potknięcia nielubianych polityków, przedstawiają ich również w karykaturalnym świetle pod względem fizycznym. To jest karygodne - dodaje.
Szef „Nowych Mediów” postukuje, aby portale wyświetlające reklamy jednocześnie przejmowały pełną odpowiedzialność za wszystkie treści, w tym komentarze i usuwały hejt bez konieczności „zgłaszania treści nieprzyzwoitych” przez oburzonych czytelników. - Czerpanie korzyści z hejtu byłoby wówczas choćby częściowo zmniejszone wydatkami, jakie wydawca musiałby ponosić na moderację komentarzy. Dziś wydawcy internetowi sprawnie bronią się przed takimi regulacjami, nie ma też środowiska, któremu realnie a nie tylko deklaratywnie zależałoby na ograniczeniu agresji i chamstwa w sieci. Po raz kolejny daje o sobie znać słabość realnej elity intelektualnej w Polsce - konkluduje Eryk Mistewicz.
Dołącz do dyskusji: Krytyka wynika z wiedzy, hejt to same wściekłe emocje (opinie)