Wojciech Maziarski: „Wprost” nadużywa prawa do tajemnicy dziennikarskiej i manipuluje opinią publiczną
- Można zrozumieć, dlaczego rosyjskie spec służby chcą skompromitować amerykańskich dyplomatów i poróżnić ich z sojusznikami. Dlaczego jednak tak samo postępuje „Wprost” w stosunku do polskiego ministra spraw zagranicznych? - zastanawia się Wojciech Maziarski, publicysta „Gazety Wyborczej” i były redaktor naczelny „Newsweeka”.
Całe środowisko dziennikarskie z dezaprobatą i niepokojem zareagowało na wejście funkcjonariuszy ABW do redakcji „Wprost” i ich przepychanki z redaktorem Latkowskim, ale to nie znaczy, że całe środowisko jest zgodne w ocenie działań redakcji tygodnika.
I na pewno nie wszyscy są „przeciw Donaldowi Tuskowi”, jak w chwili emocjonalnego uniesienia stwierdziła Monika Olejnik. Niektórzy moi koledzy już odcięli się od tej deklaracji. Korzystając z okazji ja też się odcinam. W ogóle nie widzę powodu, by do działań prokuratury mieszać rząd i premiera. Prokuratura, która wysłała ABW do „Wprost”, nie jest organem rządu.
Tajemnica dziennikarska, na którą powołuje się redakcja „Wprost”, rzeczywiście jest ważną wartością i należy jej bronić. Stąd dezaprobata środowiska po wejściu funkcjonariuszy do redakcji. Jednocześnie jednak trzeba pamiętać, że ochrona tajemnicy dziennikarskiej ma służyć ważnemu interesowi publicznemu. Jeżeli redakcja ujawnia ważne, bulwersujące skandale, przestępstwa, afery – to służy dobru wspólnemu. Wówczas naruszanie innych reguł i standardów (jak np. zakaz potajemnego nagrywania) może być usprawiedliwione, a tajemnica dziennikarska służy ochronie osób działających w interesie publicznym.
Sęk w tym, że „Wprost” niczego takiego nie ujawnił. Nagranie prywatnej rozmowy ministra Sienkiewicza z prezesem Belką nie zawiera żadnych elementów uzasadniających jej publikację. Warto zwrócić uwagę, że „Puls Biznesu” właśnie z tego powodu nie zdecydował się na to – i wielka mu chwała.
Jedynym, jak dotąd, fragmentem, który zasługuje na publikację, jest ten, gdzie b. wiceminister Parafianowicz informuje, że zablokował kontrolę skarbową żony ministra Nowaka. Tu rzeczywiście „Wprost” postąpił w zgodzie z regułami i interesem publicznym.
Cała reszta nagrań nie powinna być ujawniona. A już publikacja rozmowy ministra Sikorskiego, w której ujawniono poufne, zakulisowe oceny sojuszników, jest działaniem jednoznacznie szkodliwym dla polskiej racji stanu. Przypomina to, co w lutym zrobili „nieznani sprawcy”, czyli najprawdopodobniej rosyjskie służby specjalne, którzy nagrali w Kijowie rozmowy asystentki amerykańskiego sekretarza stanu Victorii Nuland z ambasadorem USA Geoffreyem Pyattem. „Pieprzyć Unię Europejską” („Fuck the European Union”) - powiedziała Nuland, a wrogowie Zachodu umieścili nagranie z tymi słowami na YouTube.
Można zrozumieć, dlaczego rosyjskie specsłużby chcą skompromitować amerykańskich dyplomatów i poróżnić ich z sojusznikami. Dlaczego jednak tak samo postępuje „Wprost” w stosunku do polskiego ministra spraw zagranicznych? Jeśli odrzucimy podejrzenie o agenturalność albo głupotę, pozostaje jedynie chęć zyskania rozgłosu przez tygodnik. Rozgłosu, który oczywiście przekłada się na wyniki finansowe.
Jednak prawo do zachowania tajemnicy dziennikarskiej nie zostało wymyślone po to, by redaktor Latkowski i redakcja „Wprost” mogły zarobić górę kasy. Nie taki jest jego cel.
W dodatku widać wyraźnie, że dla zwiększenia efektu redaktorzy dopuścili się manipulacji przy wyborze publikowanych fragmentów. Np. najpierw w świat poszła wyrwana z kontekstu wersja, jakoby min. Sienkiewicz mówił, że „polskie państwo istnieje tylko teoretycznie, praktycznie go nie ma”. Dopiero z pełnego zapisu rozmowy, opublikowanego później, okazało się, że nie taka była jego myśl. Że chodziło mu o to, by instytucje państwa koordynowały swoje działania, bo bez tego są nieskuteczne.
Redaktorzy „Wprost”, znający całość nagrania, musieli wiedzieć, jaka jest prawda, a mimo to opublikowali fragment, z którego wyłaniał się obraz zafałszowany. Nie przesądzam, w jakim celu i z jakich powodów to zrobili, ale takie działanie nosi nazwę manipulacji.
Reasumując: stoimy przed dylematem - z jednej strony trzeba bronić prawa każdej redakcji do zachowania tajemnicy, a wejście funkcjonariuszy do „Wprost” może okazać się groźnym precedensem. Z drugiej strony trudno jest bronić redaktorów „Wprost”, bo nadużywają tego prawa dla swoich partykularnych celów i manipulują opinią publiczną.
No i – last, but not least – w interesie publicznym leży złapanie i przykładne ukaranie autorów nagrań, którzy demolują polskie życie publiczne i wprowadzają do niego postsowieckie standardy. Z tym zgadzają się nawet redaktorzy „Wprost” - przynajmniej jeśli wierzyć ich deklaracjom.
Wojciech Maziarski, publicysta „Gazety Wyborczej”, były redaktor naczelny „Newsweek Polska”
Dołącz do dyskusji: Wojciech Maziarski: „Wprost” nadużywa prawa do tajemnicy dziennikarskiej i manipuluje opinią publiczną
"No i – last, but not least – w interesie publicznym leży złapanie i przykładne ukaranie autorów nagrań, którzy demolują polskie życie publiczne i wprowadzają do niego postsowieckie standardy"
W takim razie w interesie publicznym leży także złapanie i przykładne ukaranie Michnika, który swoim nagraniem zdemolował niewygodny dla Agory rząd Leszka Millera