„Wprost”, „Newsweek” i „Polityka” będą współpracować?
Współpracy wydawców na rzecz wzrostu czytelnictwa tygodników opinii chce Michał M. Lisiecki, prezes Platformy Mediowej Point Group, wydawca tygodnika „Wprost”. – Jesteśmy zadowoleni z efektów pracy Tomasza Lisa – dodaje dla Wirtualnemedia.pl.
Zdaniem wydawcy tygodnika „Wprost” tylko wspólna kampania promująca czytelnictwo tygodników opinii może uchronić ten segment prasy przed dużymi spadkami sprzedaży egzemplarzowej. – Wierzę, że istnieje pole do nawiązania partnerskiej współpracy tych trzech tytułów, np. na płaszczyźnie wspólnej kampanii promującej czytanie tygodników opinii – mówi Michał M. Lisiecki. – Nie walczymy o to, by zabierać sobie czytelników. Tak długo, jak to tylko będzie możliwe, chcemy być partnerami, a nie konkurentami – zaznacza.
Michał M. Lisiecki przyznaje również, że w walce o czytelników sporym atutem „Wprost” okazał się redaktor naczelny Tomasz Lis. – Kupując tygodnik „Wprost”, wiedziałem, że jego pozycję zmienić może tylko znana, charyzmatyczna postać – mówi prezes PMPG. –Jesteśmy zadowoleni z efektów pracy Tomasza Lisa, dzisiejszego wyglądu, zawartości i sprzedaży „Wprost” – podkreśla Lisiecki w rocznicę zakupu większościowego pakietu spółki AWR Wprost, wydającej ten tygodnik.
Z danych ZKDP wynika, że w październiku br. sprzedaż egzemplarzowa „Wprost” była o 24,9 proc. niż rok wcześniej, wynosząc prawie 118 tys. egz. Wśród tygodników opinii wyższą sprzedaż zanotowały „Newsweek Polska” (127 tys. egz.), „Polityka” (140 tys. egz.) i „Gość Niedzielny” (143 tys. egz).
Robert Stępowski: Kupując tygodnik „Wprost”, liczyliście się z tym, że jeśli nie uda się podpisać z córką premiera Cimoszewicza ugody, będziecie musieli zapłacić wyjątkowo wysokie odszkodowanie?
Michał M. Lisiecki, prezes Platformy Mediowej Point Group: W biznesie nie ma gdybania – istotne są fakty i umiejętność przewidywania, w tym racjonalnej oceny ryzyka.
Zabezpieczaliście środki na taką ewentualność?
Nie teoretyzujemy na ten temat. Przed podjęciem decyzji o zakupie „Wprost” udałem się do USA na spotkanie z panią Małgorzatą Cimoszewicz-Harlan i jej mężem oraz zapoznałem się precyzyjnie z całością sprawy. Po tej rozmowie i ustaleniach uznałem, że ryzyko biznesowe związane z kupnem „Wprost” jest przeze mnie akceptowalne, a sprawa możliwa do rozstrzygnięcia.
Nie przepłacił pan? Rynek i inni zainteresowani kupnem tego tytułu wydawcy, przynajmniej w rozmowach nieoficjalnych, przyznawali, że 8 mln zł to zbyt wysoka cena.
Być może inni potencjalni nabywcy nie przeanalizowali tak dokładnie sytuacji tygodnika. My uznaliśmy, że jest to odpowiednia cena i nadal tak uważamy.
O wyborze Tomasza Lisa na stanowisko redaktora naczelnego „Wprost” zadecydowały tylko względy merytoryczne, czy też fakt, że jest on znaną osobowością telewizyjną, która jest w stanie przez samą swoją obecność w tytule przyciągnąć czytelników i zapewne także reklamodawców?
Kupując tygodnik „Wprost”, wiedziałem, że jego pozycję zmienić może tylko znana, charyzmatyczna postać. Zrobiłem listę dziesięciu potencjalnych kandydatów na stanowisko redaktora naczelnego. Tomasz Lis znajdował się na szczycie oczekiwań, ale dopiero na dziesiątym pod względem prawdopodobieństwa sukcesu rozmów.
Na taki układ wskazywały również doświadczenia innych wydawców, którzy wcześniej prowadzili z nim rozmowy, ale nie udało im się go przekonać do nawiązania współpracy na tak szeroką skalę.
Ani dla Tomasza Lisa, ani dla nas nie było wcale od początku oczywiste, że znana z telewizji twarz doprowadzi do wzrostu sprzedaży tygodnika. Zdecydowanie ważniejszym kryterium dla mnie były i są kompetencje, wiarygodność, światopogląd i zawodowy profesjonalizm Tomasza Lisa.
Co ostatecznie „przeważyło szalę” i zadecydowało o tym, że obie strony zdecydowały się na współpracę?
To jest kuchnia. O jej sekretach się nie rozmawia. My jesteśmy zadowoleni z efektów pracy Tomasza Lisa, dzisiejszego wyglądu, zawartości i sprzedaży „Wprost”. Tygodnik jest robiony tak, jak to zakładaliśmy.
Miało to być pismo nieangażujące się po którejkolwiek ze stron sporu politycznego, promujące polską przedsiębiorczość – i takie jest. Oczywiście widzę, że usiłuje nam się dopinać łatę, że jesteśmy skrzywieni w jedną stronę, ale o jest to nieprawda – proszę poczytać i się przekonać.
Jeśli trzeba, nie boimy się krytykować rząd. Wręcz uważamy, że taka jest nasza powinność, szczególnie w sytuacji kiedy nie ma silnej i mądrej opozycji (cytując premiera z wywiadu dla „Wprost”: „Nawet nie ma z kim przegrać”), która by opiniowała i recenzowała działania rządzących.
Wcześniej, w ostatnich latach, nie ma co ukrywać, tygodnik był silnie związany z jedną opcją polityczną.
Kiedy kupował pan „Wprost”, na rynku mówiło się o tym, że jest to tytuł już tak słaby, że może jedynie upaść i nie stanowi większej konkurencji dla innych tygodników opinii. Dziś czuje Pan, że „Wprost” jest tak silny, że to „Polityka” i „Newsweek” nie są dla niego konkurencją?
O „Polityce” i „Newsweeku” mogę powiedzieć wszystko, co najlepsze. Mam nadzieję, że w tej chwili jesteśmy dla tych tytułów partnerem i konkurentem zarazem. Wierzę, że istnieje pole do nawiązania partnerskiej współpracy tych trzech tytułów, np. na płaszczyźnie wspólnej kampanii promującej czytanie tygodników opinii.
Według ekspertów oraz wielu analiz, na rynku mediów w najbliższym czasie najwięcej będzie tracić prasa codzienna. Jej czytelnicy będą szukać informacji w innych mediach, częściowo przestawią się na internet, ale mogą sięgnąć również po tygodniki opinii. Dlatego, w mojej ocenie, warto byśmy zawiązali takie partnerstwo i wspólnie promowali czytelnictwo tygodników opinii.
Nie walczymy o to, by zabierać sobie czytelników. Tak długo, jak to tylko będzie możliwe, chcemy być partnerami, a nie konkurentami – rynek dla wszystkich jest trudny, a każdemu z nas poza celami biznesowymi przyświecają pozytywne wartości.
Oprócz wzrostu sprzedaży papierowego „Wprost”, deklaruje Pan również 70 proc. wzrost przychodów z serwisów internetowych „Wprost”. Jak chce Pan tego dokonać, skoro branża mówi o kilkunasto-, a maksymalnie 30-procentowych wzrostach w internecie?
Nasza baza wyjściowa jest bardzo niska, a brand bardzo dobrze rozpoznawalny. Tak naprawdę internet we „Wprost” nigdy nie był sprzedawany. Mamy dobry zespół, partnerstwo z międzynarodowymi firmami, doświadczenie i wiedzę. Dlatego uważam, że 70-procentowy wzrost przychodów w przyszłym roku jest jak najbardziej realny. Przypomnę, że mówimy tu o wzroście przychodów z internetu do poziomu 3 mln zł w 2013 roku.
To jeśli chodzi o witryny związane z „Wprost”, a jakie wzrosty Pan prognozuje w segmencie internetu całej Platformy Mediowej Point Group?
Internet jest jednym z trzech kluczowych segmentów biznesu, na który stawiamy. My w tej chwili z internetu czerpiemy ok. 10 proc. naszych ogólnych przychodów. Dla porównania, przychody z internetu Axel Springer sięgają już prawie 30 proc. i są liczone w milionach euro. To pokazuje, że potencjał jest duży, a tempo wzrostu powinno być dużo większe niż dużych korporacji.
Swego czasu chcieliście kupić także stację telewizyjną, czy dalej podtrzymujecie taką chęć?
Póki co, nie widzę na rynku aktywów wystawionych na sprzedaż.
Czyli z nikim aktualnie nie prowadzicie negocjacji?
Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Z pewnością uważnie przyglądamy się rynkowi.
Uruchomicie swój kanał?
Jesteśmy zaangażowani w proces cyfryzacji. Przyglądamy się rynkowi. Na razie inwestycja jest w fazie pomysłu. Czy przerodzi się w realny projekt – zobaczymy.
Gdyby „Rzeczpospolita” znów została wystawiona na sprzedaż, starałby się Pan o jej kupno?
Aktualnie, z tego co mi wiadomo, żaden ze współwłaścicieli „Rzeczpospolitej” – ani Skarb Państwa, ani Mecom – nie wystawia tego tytułu na sprzedaż.
„Rzeczpospolita” pasowałaby do Waszego portfolio?
Oglądamy rynek, niczego nie wykluczamy. Wszystko zależy od ceny i kilku innych elementów, które zawsze trzeba przeanalizować przy ewentualnym zakupie jakichkolwiek aktywów mediowych. My bez wątpienia jesteśmy zainteresowani kolejnymi przejęciami i konsekwentnym rozwojem biznesu.
Dołącz do dyskusji: „Wprost”, „Newsweek” i „Polityka” będą współpracować?