- Zawsze siedząc na plaży, myślałem o tym, co znajduje się po drugiej stronie morza - powiedział Sebastian Karaś. Tak powstał projekt 100 km wpław przez Bałtyk. 27 000 kilokalorii, ponad 28 godzin walki z morskimi falami i własnymi możliwościami, bez snu w ciągłym ruchu, za to z perspektywą spełnienia marzeń.
Jak można wpaść na pomysł przepłynięcia Bałtyku? Okazuje się, że dość szybko, ważne by mieć plany i dążyć do ich realizacji. - Trzeba sobie wyznaczać cele każdego dnia. Jakie cele? Dla jednego będzie to przepłynięcie 100 km w Bałtyku, dla innego przepłynięcie 100 m w basenie. Trzeba też pamiętać, że w każdym z nas jest siła i tylko od nas zależy, czy ją odkryjemy i coś dobrego z nią zrobimy – tłumaczy Sebastian Karaś, pierwszy człowiek, który przepłynął wpław z Kołobrzegu na Bornholm.
Po określeniu celu przychodzi czas na jego realizację. Dla większości osób, nawet aktywnych fizycznie przepłynięcie wpław Bałtyku to wyczyn, o którym nawet nie odważyliby się pomyśleć. Jak więc ustalić plan treningowy, który doprowadzi nas do celu? - Treningi pod tegoroczną próbę trwały blisko rok. Były to treningi zarówno w basenie jak i na lądzie: treningi wytrzymałościowe, ćwiczenia siłowe. Na basenie spędzałem kilkanaście godzin w tygodniu, niekiedy płynąłem bez przerwy po 7-8 godzin. Największym sprawdzianem było wydarzenie zorganizowane na bielańskim basenie w Warszawie, gdzie w Walentynki przepłynąłem 96,85 km w ciągu 24 godzin. Ustanowiłem tym samym rekord Polski w najdłuższym przepłynięciu w basenie 25-metrowym – tłumaczy Sebastian.
Żaden trening nie odzwierciedla jednak wyczynu, do którego ma przygotowywać. Podczas ponad doby spędzonej w falach Bałtyku można spodziewać się niemal wszystkiego, zarówno ze strony otoczenia jak i własnego ciała, dlatego w sporcie tak ważna jest „głowa”. - Trudne chwile pojawiały się kilkukrotnie, ale myślałem wtedy o tych wszystkich ludziach, którzy we mnie wierzą. Byłem myślami z Magdą i Jaśkiem – podopiecznymi Fundacji Dzieciom „Zdążyć z pomocą”, którym zadedykowałem mój projekt „100 km wpław przez Bałtyk” – przyznał Sebastian.
Oprócz odpowiedniego przygotowania psychicznego należy zadbać też o bardziej przyziemne kwestie, np. co jeść gdy płynie się 100 km, bez przerwy. Podczas swojego wyczynu Sebastian spalił 27 000 kilokalorii, czyli tyle, ile dorosły mężczyzna spożywa w ciągu 10-14 dni. - Ustaliliśmy, że posiłki będą podawane co 45 minut, jednak później w chwilach kryzysu, kiedy mój organizm był bardzo wyziębiony, podawano mi ciepłe napoje co pół godziny. Korzystałem głównie z napojów węglowodanowo – elektrolitowych oraz batonów odżywczych Herbalife, poza tym jadłem rosół, mięso wołowe, piłem herbatę miętową – tłumaczy pływak. Od razu nasuwa się pytanie jak przyjmować jakiekolwiek posiłki unosząc się na falach. Podczas posiłków Sebastian płynął na plecach. Załoga łodzi asekuracyjnej, która przez całą trasę płynęła obok Sebastiana, podawała mu pożywienie na specjalnym drążku.
Posiłki wyznaczały mu rytm, a jak wyglądał tzw. „czas pomiędzy”? Przez większość trasy Sebastian płynął kraulem, na uszach miał specjalne słuchawki, przez które słuchał audiobooków oraz energetycznej muzyki, która nadawała mu tempa. Dzięki nim mógł też słyszeć załogę z łodzi asekuracyjnej, która kontaktowała się nim i dopingowała go przez mikrofon.
Po przepłynięciu 100 km Sebastian wyszedł na ląd na własnych nogach, takie są reguły pływania w wodach otwartych - „Jak ja to zrobiłem?”, to moja pierwsza myśl, kiedy dopłynąłem na Bornholm po ponad 28 godzinach morderczej walki. Wiem teraz, ile organizm ludzki jest w stanie wytrzymać i że nie ma rzeczy niemożliwych – podsumował Sebastian.
Podczas bicia rekordu, partnerem odżywczym Sebastiana była firma Herbalife Nutrition.