Artur Rojek odpowiada na oskarżenia o chaos przy organizacji Great September. „Teraz spotkamy się w sądzie”
W kilka dni po tym, jak współorganizator festiwalu Great September zarzucił mu m.in. brak stosownych umów i zaleganie z płatnościami, Artur Rojek odpowiada, że wina leży po stronie oskarżyciela. To on miał nie rozliczyć się z zaliczek i kilkukrotnie zrywał ustną umowę współpracy. - Mogliśmy pójść w swoją stronę. Teraz spotkamy się w sądzie. Nie być może, ale na pewno. Tam ostatecznie wyjaśnimy wszystkie sporne kwestie - zapowiada artysta.
Pod koniec listopada łódzki działacz kultury Łukasz Minta opublikował na Facebooku wpis, w którym opisał współpracę z Arturem Rojkiem i jego żoną. Razem pracowali nad łódzkim festiwalem Great September, w którego organizację Minta był zaangażowany przez ponad rok. „A po którym zostały mi tylko długi” – zaczyna swój wpis działacz. Z relacji wynikało, że Minta zaczął współpracę z Rojkiem w sierpniu 2021r. Artysta okazał się jednak „osobą mało decyzyjną”, a jego żona dodatkowo miała komplikować współpracę. Działacz zaznaczał, że nie mógł się doprosić od partnerów umowy.
- Zostaliśmy z długami za kampanię promocyjną, koszta osobowe oraz hotele. Od kilku miesięcy próbujemy mailowo rozliczyć nasze wydatki z Żoną Artura w celu odzyskania pieniędzy, ale wygląda to niepoważnie. Za naszą pracę oczywiście nikt nie zamierza nam zapłacić. Oczywiście nie wykluczam, aby iść z tym do sądu, ale wiem, jak działają w Polsce sądy i chyba szkoda mi życia na kilkuletnią batalię – brzmi konkluzja wpisu.
Rojek: "Łukasz zrywał współpracę"
O ile Łukasz Minta „nie wyklucza” wniesienia pozwu do sądu, to Artur Rojek deklaruje, że zrobi to na pewno. W długim wpisie odpowiada byłemu biznesowemu partnerowi, wyliczając to, co - jego zdaniem - szwankowało we współpracy. - Na dzień 30 listopada 2022 (Łukasz Minta) ma wciąż długi - wobec Fundacji Independent nawet 38 000 zł. Dziś moi prawnicy wysłali do niego wezwanie do rozliczenia zaliczki. Kolejne od nas. Pierwsze od prawników – pisze Rojek, dodając, że mimo braku (wciąż negocjowanej) umowy, strony pracowały przez kilka miesięcy, a Minta przyjął zaliczkę w wysokości 250 tys. zł, którą rozdysponował, ale z której do końca się nie wyliczył.
- Kiedy tylko zaczęły się między nami różnice zdań Łukasz wielokrotnie reagował tak samo – zrywał współpracę. Pisał maile zakazujące kontaktu ze sobą, „odwoływał” Festiwal, mówił, że nie będzie już częścią tego projektu. Nie ryzykował niczym - miał zaliczkę i żadnych formalnych zobowiązań. To Fundacja Independent oraz ja osobiście zaciągnęliśmy wszystkie zobowiązania w stosunku do miasta, partnerów, zespołów i uczestników, którym sprzedaliśmy bilety. To na nas spoczywało 100% odpowiedzialności za realizację wydarzenia – pisze Artur Rojek.
"Spotkamy się w sądzie"
Na trzy tygodnie przed festiwalem Minta miał tez przyznać wreszcie, że impreza jest niegotowa od strony produkcyjnej. - Łukasz, naprawdę chciałem zrobić tę imprezę z Tobą. Długo walczyłem o to, by nam obydwu się udało. (…) Nie dogadaliśmy się. Mamy inne temperamenty, sposoby działania. Ok. To się zdarza. Ale to Ty zrezygnowałeś z tej współpracy. To Ty wielokrotnie pisałeś, że nie chcesz jej kontynuować. Mogłeś rozliczyć się z nami z zaliczki i z pracy jaką wykonałeś – proponowaliśmy Ci to wielokrotnie. Mogliśmy pójść w swoją stronę. Teraz spotkamy się w sądzie. Nie być może, ale na pewno. Tam ostatecznie wyjaśnimy wszystkie sporne kwestie – kończy swój wpis Artur Rojek.
W tym roku odbyła się pierwsza edycja Great September. Chociaż – jak nazwa wskazuje – festiwal miał odbyć się we wrześniu, ostatecznie przeniesiono go na koniec października.
Dołącz do dyskusji: Artur Rojek odpowiada na oskarżenia o chaos przy organizacji Great September. „Teraz spotkamy się w sądzie”