Scenarzystka serialu „Infamia”: Polacy i Romowie mają ze sobą wiele wspólnego
Ze scenarzystką serialu „Infamia”, Daną Łukasińską, rozmawiamy o poszukiwaniu własnych korzeni przez główną bohaterkę, czyli Gitę, o tym jak na produkcję zareagowały społeczności romskie oraz o patriarchacie i jego widoczności w serialu Netfliksa. Scenariusz „Infamii” został w tym roku nominowany do nagrody Gildii Scenarzystów Polskich w kategorii najlepszy polski serial fabularny.
Małgorzata Major: Czy miała Pani okazję oglądać seriale nominowane do nagrody Gildii Scenarzystów Polskich, czyli – poza „Infamią”, „1670”, „Informację zwrotną”, „Morderczynie”, „Absolutnych debiutantów”?
Dana Łukasińska: Muszę rozczarować czytelników, ale nie widziałam nawet wszystkich odcinków „Infamii” dlatego, że nie lubię oglądać tego, co sama napisałam. Nie mam też za dużo czasu, żeby oglądać, co robi konkurencja, ale z ciekawości obejrzałam kilka odcinków „1670”, żeby zobaczyć, jak udał się ten sitcom historyczny. Bawiło mnie to. Pewnie jeszcze przyjdzie czas, że obejrzę wszystkie te seriale, ale teraz, z uwagi na nadmiar pracy, ostatnią rzeczą, na którą mam ochotę po pracy nad serialami, jest oglądanie seriali.
Wiem, to brzmi okropnie z ust scenarzystki. Przypominam sobie odcinek „Przyjaciół”, w którym Rachel podrywała ginekologa, a on ją zapytał, czym się zajmuje. Rachel odpowiedziała, że jest kelnerką. Na co on: czy po całym dniu podawania kawy, gdy wracasz do domu, myślisz: jeśli zobaczę jeszcze jedną filiżankę kawy, to…
Polska komedia
Małgorzata Major: Czy sądzi Pani, że komedia to teraz ulubiony gatunek Polaków? Wydaje się, patrząc na sukces „The Office PL” i „1670”, że chcemy się śmiać.
Dana Łukasińska: Świat już dawno odkrył to, że można się śmiać ze wszystkiego, czego dowodzi choćby „Monty Python”. Jeśli ktoś zna „Monty Pythona”, to nie dziwi go humor „1670”. Wydaje mi się, że jesteśmy narodem straumatyzowanym, który z pokolenia na pokolenie ciągle przerabia te same lektury. Utwierdzani w przekonaniu, że za ojczyznę trzeba oddać życie, świętujemy nieudane powstania, nasze klęski militarne. Czas najwyższy zmierzyć się z naszą historią na wesoło, z ironią, wstając z kolan. Jedną z metod terapeutycznych jest śmiech i nawet z traumatycznych rzeczy z czasem trzeba się śmiać, bo śmiech pozwala przepracować pewne rzeczy lepiej niż stawianie pomników i podchodzenie do przeszłości na klęczkach.
Jeśli chodzi o scenarzystów komediowych, to jest trudny temat, bo w Polsce w ogóle jest mało dobrych scenarzystów. Jakbyśmy mieli ich specjalizować, to może znaleźlibyśmy dwóch albo trzech, którzy się na komedii znają. U nas wciąż powstaje niewiele komedii, wbrew temu co sądzi widz, idąc na kolejną komedię romantyczną do kina. Pisanie komedii jest trudniejsze niż pisanie innych gatunków i każdy, kto się z tym mierzy, na pewno przyzna mi rację. Sama z komediowych rzeczy pisałam tylko „Włatców móch”, ale oni byli bardzo specyficzni. Nie wszystko zresztą we Włatcach było śmieszne w taki oczywisty sposób, czasem było smutne, bolesne, dotykało naszych dziecięcych traum. Pisanie komedii jest bardzo trudne, bo piszesz ją nawet wtedy, gdy kot ci umiera albo kiedy ocierasz się o depresję, a musisz napisać, bo jest deadline.
Writers room „Infamii”
Małgorzata Major: Jestem ciekawa, jak wyglądał proces tworzenia scenariusza „Infamii”? Jest w nim wiele wątków dotychczas nieobecnych w polskim serialu, jak kultura romska na pierwszym planie, bohaterka, która rapuje, poszukiwanie tożsamości bez jednoznacznego odrzucania korzeni. Jak to się zaczęło?
Dana Łukasińska: Wszystko zaczęło się od pomysłu reżyserki, czyli Ani Maliszewskiej. Była to historia Romki, która wraca z Walii do Polski i chce zostać raperką. Ta historia została oparta na prawdziwym doświadczeniu pewnej młodej gwiazdy scenicznej, która ma podobne korzenie i podobne losy. Prace literackie rozpoczęły się w marcu 2021 r. Od początku było wiadomo, że Ania nie chce tego sama pisać, była w trakcie pracy nad swoją pierwszą fabułą, ale nie miała żadnego innego doświadczenia w pisaniu seriali. Do writers roomu dołączyła Julita Olszewska, a ja zostałam zaproszona na casting. Doceniano moje doświadczenie, ale Ania i producentka, Justyna Pawlak, nie były przekonane, czy poradzę sobie z taką tematyką. Wzięłam udział w castingu, musiałam napisać kilka scen.
Na początku casting wzbudził we mnie mieszane uczucia, bo mam już za sobą sporo doświadczenia, później włączyła się we mnie przekora, że skoro myślę, że jestem dobra w tym co robię, to dlaczego mam problem z castingiem. Boisz się, Dana?
Zostałam wybrana i wyznaczona jako „head” z racji tego, że mam największe doświadczenie w pisaniu seriali. Spotykałyśmy się we writers roomie, czyli w pokoju u producenta, gdzie miałyśmy tablicę do rozpisania całego świata bohaterów, dzielenia serialu na odcinki, każdego odcinka na akty itd. Rozmawiałyśmy o postaciach, zwrotach akcji, budowaniu dramaturgii, a potem ja i Julita pisałyśmy outliny, drabinki i kolejne drafty odcinków. Justyna, która nam towarzyszyła, była głosem rozsądku, gdy miałyśmy wątpliwości, albo miałyśmy siebie dość.
Praca w writers roomie bywa harówką. Nie siadasz do pisania, kiedy do twojego okna zapuka wena, ale musisz pojawić się w robocie i zmusić się do myślenia, nawet gdy ci się nie chce, nienawidzisz świata, albo czujesz pustkę w głowie.
Małgorzata Major: Jak wyglądał research do scenariusza serialu?
Dana Łukasińska: Watchout Studio i producentka Justyna Pawlak świetnie nas przygotowali do naszej pracy. Zanim zaczęłyśmy pisać, miałyśmy tour po południowo-zachodniej Polsce. Odwiedzałyśmy Romów, te wizyty były umówione. Rozmawiałyśmy z Romami żyjącymi w biedzie i z tymi zamożnymi, tymi przestrzegającymi tradycji i tymi, którzy wybierają z niej to, co im pasuje. Mieliśmy też konsultantkę, która jest Romką – Joannę Talewicz– Kwiatkowską, która czytała scenariusze i wyłapywała zachowania Romów, które są wbrew Romanipen (romskie prawo), albo coś, co było „za grube”, czyli coś, na co żaden Rom by sobie nie pozwolił i byłoby to źle odebrane przez społeczność romską.
Poza tym, na rzecz naszej pracy, trwały badania focusowe z grupą młodzieży i dotyczyły problemów współczesnych nastolatków. Badania prowadzono tuż po pandemii, więc w dużej mierze były związane z izolacją, której młodzi ludzie doświadczali, nie chodząc do szkoły i nie spotykając się z rówieśnikami. Chodziło o to, żebyśmy z pierwszej ręki dowiedziały się o problemach współczesnych nastolatków, a nie wyobrażały sobie, jak to jest. Tutaj pojawił się problem języka dzieci i młodzieży – na ile cytować tę nowomowę w serialu? Z doświadczenia wiem, że im mniej używa się bieżącego slangu młodzieżowego, tym lepiej. Jak wiadomo, język jest bardzo żywy, zwłaszcza młodzieży, to co było aktualne w marcu 2021, dzisiaj już aktualne nie jest, i film, zamiast brzmieć autentycznie, naszpikowany jest sucharami.
Patriarchat i tradycja
Małgorzata Major: Ważnym tematem serialu jest patriarchat, o którym Gita mówi, że każdy Cygan wyssie go z mlekiem matki.
Dana Łukasińska: Wbrew pozorom, Polacy i Romowie mają ze sobą wiele wspólnego. Łączy ich przede wszystkim patriarchat. A jednocześnie wiele środowisk polskich żywi niechęć do Romów, generalnie mniejszości nie są u nas witane tzw. polską gościnnością, zwłaszcza te, które nie chcą żyć tak jak my. W „Infamii” krytyczna wobec romskiej kultury staje się sama Romka, która wraca z zachodniego świata, gdzie mogła być Romką, jaką chciała, bo wszyscy byli „skądś” i nieśli swój bagaż odmienności kulturowej. I dla niej to szok, że w jednolitej Polsce każda inność się wyróżnia, a jak się wyróżniasz, to możesz być pierwszy do bicia.
Gita jest nastolatką, a nastolatki mają silną potrzebę przynależności do grupy. Jest to potrzeba górująca nad innymi. Dlatego Gita robi wiele rzeczy przeciwko swojej własnej tożsamości, żeby tylko grupa ją zaakceptowała.
Małgorzata Major: Czy ma Pani wiedzę, jak na serial zareagowała społeczność romska?
Dana Łukasińska: Te opinie są różne. Wielu Romom „Infamia” bardzo się spodobała, zresztą wielu Romów zagrało w naszym serialu. Poza główną bohaterką i jej bliską rodziną, w serialu występuje wielu naturszczyków, co zawsze obarczone jest dużym ryzykiem. Romowie musieli znać scenariusz, wiedzieć, jak przebiega akcja, świadomie zdecydować, w czym biorą udział, żeby nie doszło do sytuacji, że po emisji zostaną wykluczeni ze swojego środowiska i przyniesie im to wstyd. Z tego powodu w ostatnim momencie trzeba było rezygnować z jakiegoś wyrażenia albo przekleństwa, które Gita kieruje do swoich rodziców.
„Infamia” dotyka wielu tematów – dojrzewania, tożsamości, poszukiwania odpowiedzi na pytanie „kim jestem?”, kwestii tradycji i kurczowego trzymania się jej z powodu braku pomysłu na siebie. Starsze Romki skarżyły się nam, że z powodu smartfonów i mediów społecznościowych ich dzieci mają kontakt z całym światem. Kiedyś wystarczyła im gromada romska, a teraz sięgają wszędzie tam, gdzie dzieci z innych kultur. Niebezpieczeństwo zakrada się do ich domów po cichu. Wśród Romów jest coraz większa grupa buntowników, którzy chcą żyć po swojemu.
Spotkałam się też z głosami krytycznymi wobec serialu. Romowie niezbyt ortodoksyjni krytykowali nasz serial za to, że ich zdaniem pokazuje zbyt zacofanych Romów, a nie wszyscy tacy są i to ich zdaniem wytwarza szkodliwy obraz tej społeczności.
Tradycja jest ważnym tematem „Infamii”. Dla mnie jest dramatyczna niemal jak w Antygonie. Czy tradycja to absolutna wierność korzeniom, czy to jest kwestia pamięci, przechowywania czegoś w pamięci, a może powtarzalność rytuałów? Czy tylko stosunek do tradycji określa, czy jestem, czy nie jestem Romem? Polakiem?
Naszą rozmowę z twórcą „1670”, Jakubem Rużyłłą znajdziecie tutaj, z Niną Lewandowską, autorką scenariusza „Absolutnych debiutantów” znajdziecie tutaj, z Kacprem Wysockim, scenarzystą „Informacji zwrotnej” tutaj, a z Wiktorem Piątkowskim, autorem scenariusza do serialu „Morderczynie” tutaj.