Firmy Kamila Durczoka nie stać na koszty komornicze, przez półtora roku Silesionu z 1 mln zł wpływów i 3,6 mln zł straty
Wiosną br. komornik sądowy odstąpił od egzekwowania należności od firmy Coal Minders SA zarządzanej przez Kamila Durczoka, bo nie ma ona środków na pokrycie samego postępowania komorniczego. Spółka dopiero złożyła sprawozdanie za 2017 rok (jesienią 2016 roku uruchomiła zamknięty wiosną ub.r. serwis Silesion.pl): przez dwa lata działalności zanotowała łącznie 994,1 tys. zł przychodów, 5,28 mln zł kosztów operacyjnych i 3,57 mln zł straty netto. Finansowała się głównie emisją nowych akcji.
Informacja o bezskutecznej próbie egzekucji komorniczej pojawiła się w wyciągu Coal Minders SA w Krajowym Rejestrze Sądowym w połowie czerwca br. Postępowanie zostało podjęte w kwietniu przez komornika przy Sądzie Rejonowym Katowice Wschód.
W dokumencie zapisano to z oznaczeniem: „Umorzenie prowadzonej przeciwko podmiotowi egzekucji z uwagi na fakt, że z egzekucji nie uzyska się sumy wyższej od kosztów egzekucyjnych”.
Nie wiadomo o żadnej działalności Coal Minders SA po tym, jak w kwietniu ub.r. działalność zakończył zarządzany przez nią serwis Silesion.pl. Jak doszło do tego, że spółka nie była w stanie pokryć nawet kosztów postępowania komorniczego wobec niej?
Dwie spółki Durczoka, Silesion.pl ruszył z rozmachem
Wiosną 2016 roku Kamil Durczok założył dwie spółki o nazwie Coal Minders: akcyjną i z ograniczoną odpowiedzialnością. Ta druga ma 50 tys. zł kapitału zakładowego, przez trzy lata jedynym właścicielem był Kamil Durczok, a wiosną ub.r. 30 proc. udziałów objął Kamil Maksymilian Durczok, syn dziennikarza.
Spółka Coal Minders z o.o. złożyła jedynie sprawozdanie finansowe za 2016 rok, nie jest ono dostępne w elektronicznym KRS.
Natomiast spółka akcyjna Coal Minders wystartowała z kapitałem zakładowym w wysokości 100 tys. zł. Kamil Durczok jest jedynym członkiem jej zarządu, a w radzie nadzorczej do wiosny 2018 roku był jego syn. We wrześniu ub.r. z rady nadzorczej odeszli Dariusz Pawelec i Grzegorz Rutkowski, w konsekwencji jedynym członkiem rady jest Edward Łaskawiec.
Od stycznia ub.r. syn Kamila Durczoka jest w Coal Minders SA prokurentem, wcześniej tę funkcję pełnili w spółce Bartosz Nowak (od 2016 do wiosny 2017 roku był zastępcą dyrektora zarządzającego Silesion.pl) oraz Julia Oleś (była zastępczynią redaktora naczelnego serwisu).
Silesion.pl uruchomiono w październiku 2016 roku, po tym jak Kamilowi Durczokowi upłynął półtoraroczny zakaz konkurencji po rozstaniu z Grupą TVN. Startowi witryny towarzyszyły duży event i kampania billboardowa, jej zespół początkowo liczył ok. 20 osób, które korzystały ze służbowych samochodów i dronów.
Zwolnienia i zniknięcie
Jesienią 2017 roku Silesion.pl zaczął współpracę z siecią reklamową Ströer Digital Media na zasadzie wyłączności agencyjnej.
Potem zespół serwisu przeniósł się z centrum Katowic do mniej prestiżowego biura, nastąpiły spore redukcje zatrudnienia (z witryną rozstała się m.in. wicenaczelna Maria Zawała). W połowie 2018 roku przestano realizować materiały wideo, rzadziej aktualizowano sekcje lifestylowe.
W kwietniu ub.r. na Silesion.pl przestały się ukazywać jakiekolwiek nowe treści, a pod koniec miesiąca serwis bez żadnej informacji dla czytelników zniknął z internetu. Kamil Durczok nie komentował tej decyzji.
Pytani przez Wirtualnemedia.pl menedżerowie z branży internetowej oceniali, że Silesion przy sporych kosztach bieżących prawdopodobnie nie osiągał odpowiednich wpływów reklamowych. Zwracali uwagę, że serwis wystartował z dużym zespołem redakcyjnym, ale nie przyciągnął czytelników na stałe ciekawymi treściami, a w skali ogólnokrajowej nie przebił się z materiałami lifestylowymi.
3,6 mln zł straty netto przez dwa lata
Dysproporcję przychodów i kosztów operacyjnych widać w sprawozdaniu Coal Minders SA za 2017 roku, które niedawno złożono w KRS. W 2016 roku spółka osiągnęła jedynie 36,5 tys. zł wpływów sprzedażowych, a przy 2,28 mln kosztów operacyjnych miała 2,24 mln zł straty operacyjnej.
W 2017 roku, kiedy przez cały rok działał już Silesion, przychody operacyjne wyniosły 957,5 tys. zł, wydatki operacyjne zwiększyły się do 3 mln zł, a strata operacyjne zmalała do 2,04 mln zł.
Nakłady na wynagrodzenia rok do roku poszły w górę z 429 tys. zł do 1,05 mln zł, a na usługi obce - z 1,08 do 1,24 mln zł, natomiast pozostałe koszty rodzajowe zmalały z 360,4 do 230,9 tys. zł.
W 2017 roku Coal Minders zanotowała 1,75 mln zł straty netto, wobec 1,81 mln zł rok wcześniej.
5,5 mln zł z emisji akcji
Straty netto były niższe niż operacyjne, ponieważ spółka finansowała się z emisji swoich akcji i dopłat do kapitału. W 2016 roku uzyskała w ten sposób 2,71 mln zł (plus 100 tys. zł z kredytów), a w 2017 roku - 2,75 mln zł (i 8 tys. zł z kredytów).
W efekcie mimo kosztów operacyjnych wielokrotnie przewyższających przychody sprzedażowe spółka w 2016 roku osiągnęła 91,5 tys. zł dodatnich przepływów finansowych netto, natomiast rok później przepływy wyniosły -90,6 tys. zł.
W dokumentach z KRS wyliczono trzy dokapitalizacje Coal Minders: w grudniu 2016 roku kapitał zakładowy wzrósł do 210 tys. zł, wiosną 2017 roku - do 245 tys. zł, a w lipcu 2017 roku - do 280 tys. zł.
To wartości nominalne, w wyciągu nie wskazano, kto obejmował nowe emisje akcji ani ile za nie faktycznie płacił. Nie ma też danych o strukturze właścicielskiej firmy.
Pod koniec 2017 roku Coal Minders chciała sprzedać kolejną transzę: oferowała 350 tys. walorów po 9,7 zł za sztukę. Jak opisał Business Insider, chciała pozyskać 3,4 mln zł na uruchomienie i rozwój aplikacji mobilnej Squirt, która miała agregować treści z różnych serwisów dostosowane do zainteresowań każdego użytkownika.
Debiut Squirt planowano na wiosnę 2018 roku, ale ostatecznie spółka nie znalazła inwestorów i aplikacja nie powstała.
Durczok: nie miałem pojęcia o zarządzaniu taką firmą
O przyczynach niepowodzenia Silesionu Kamil Durczok wspomniał w sierpniu br. w wywiadzie wideo udzielonym Markowi Czyżowi. Przyznał, że podstawowym błędem było to, że pełnił funkcję prezesa, ponieważ po ponad 20 latach pracy w mediach, także na stanowiskach menedżerskich uznał, że sprawdzi się w takiej roli.
- Natomiast ja nie miałem pojęcia o zarządzaniu taką firmą. Surowe konsekwencje tego ponoszę do dzisiaj, bo bycie prezesem to jest też odpowiedzialność i ja się teraz borykam z tym, że wiele tych rzeczy jeszcze się ciągnie, że jeszcze się pociągnie - powiedział Kamil Durczok.
- To była potężna, bardzo mocna, bolesna, ale niezwykle mi potrzebna lekcja. Ja to strasznie przeżyłem pod każdym względem: tego wszystkiego, co wokół mnie zaczęło się dziać, tego wszystkiego, z czym ja musiałem się zmierzyć, z czym nie potrafiłem się zmierzyć, co spróbowałem utopić w alkoholu - opisał.
Kamil Durczok wyliczył też, z czego obecnie żyje. - Trochę ze Szczyrku, z wynajmu domu, który przez tyle lat był moim azylem, moją ucieczką, moim ukochanym miejscem. Trochę ze szkoleń, trochę z pomocy moich przyjaciół, którzy mnie nie opuścili i są ze mną - stwierdził. Zaznaczył, że prowadzi szkolenia m.in. z działań w sytuacji kryzysu wizerunkowego.
Zarzuty prokuratorskie ws. weksli i jazdy po pijanemu
26 lipca ub.r. Kamil Durczok spowodował kolizję na remontowanym odcinku autostrady A1 w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Według relacji świadków autem BMW X6 wjechał w słupki odgradzające pasy jezdni. Jeden ze słupków uderzył w nadjeżdżający z naprzeciwka samochód i uszkodził go. Nikt nie doznał obrażeń. Durczok był pijany, w wydychanym powietrzu miał 2,6 promila alkoholu, a we krwi miał śladową ilość substancji psychotropowych.
Dziennikarz został zatrzymany przez policję i usłyszał dwa zarzuty: prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości oraz wywołania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Po wytrzeźwieniu został przesłuchany przez prokuratora, przyznał się tylko do jazdy po pijanemu. Sąd nie zgodził się na jego tymczasowe aresztowanie.
Zajmująca się tą sprawą Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim w czerwcu skierowała do sądu akt oskarżenia Kamila Durczoka. Dziennikarzowi postawiono zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Zgodnie z art. 174 Kodeksu karnego grozi za to od 6 miesięcy do lat 8, a jeśli sprawca działał nieumyślnie - do 3 lat więzienia.
Na początku grudnia ub.r. Kamil Durczok został zatrzymany i doprowadzony przez Centralne Biuro Śledcze Policji do siedziby katowickiej prokuratury. Składał tam wyjaśnienia. - Czynności te mają na celu przedstawienie mu zarzutu związanego z podrobieniem weksla i dokumentów towarzyszących zabezpieczeniu kredytu hipotecznego na blisko 3 mln zł, który został zawarty w sierpniu 2008 r. Po wykonaniu czynności z udziałem podejrzanego prokurator podejmie dalsze decyzje, co do ewentualnego zastosowania środków zapobiegawczych - opisała Agnieszka Wichary, rzeczniczka Prokuratury Regionalnej w Katowicach.
Postępowanie w tej sprawie Prokuratura Regionalna w Katowicach prowadzi od lipca ub.r. po zawiadomieniu o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożonym przez pełnomocników Marianny Dufek, byłej żony Kamila Durczoka. Chodzi o weksle złożone przez Durczoka w 2008 roku jako zabezpieczenie kredytu na zakup nieruchomości. Jeden z nich opiewa na 2,03 mln franków szwajcarskich, a drugi na ponad 300 tys. zł. W dokumentach dziennikarz zobowiązał się, że w razie niespłacania kredytu 5 lipca 2019 roku uiści na rzecz banku całą wskazaną kwotę. Jako poręczająca wskazana została Mariannę Dufek, na obu dokumentach jest jej podpis.
W lipcu bank na podstawie weksla skierował do Dufek wezwanie do zapłaty. Wtedy kobieta złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, a w zeznaniach podkreśliła, że nie była obecna przy sporządzaniu weksli i nie podpisywała ich, a przed otrzymaniem pisma z banku nie wiedziała w ogóle, że te dokumenty zostały wystawione.
Część mediów, m.in. Wirtualna Polska i „Super Express” podały, że Durczok przyznał się do podrobienia podpisu na wekslu z sierpnia 2008 roku, a także sfałszowania innych dokumentów związanych z wekslem, m.in. deklaracji wekslowej i oświadczenia o podaniu się egzekucji bankowej. Natomiast nie przyznał się do oszustwa w kwocie 2,9 mln zł na szkodę banku, który udzielił mu kredytu. Zgodnie z art. 310 par. 1 Kodeksu karnego porobienie podpisu „podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze 25 lat pozbawienia wolności”.
Prokuratura potwierdziła jedynie, że Durczok złożył obszerne wyjaśnienia i przyznał się do podrobieniu weksla stanowiące zabezpieczenie kredytu, przy czym umniejszał tę rolę. - Wskazywał na zachowanie banku podczas podpisanie kredytu oraz na rolę poręczyciela tego kredytu, a tym samym osoby, która miała się podpisać na tym wekslu - stwierdziła Agnieszka Wichary.
Sądy obu instancji odrzuciły wniosek prokuratury o aresztowanie tymczasowe dziennikarza. W drugiej instancji wyznaczono inne środki zapobiegawcze wobec niego: 200 tys. zł poręczenia majątkowego, dozór policji oraz zakaz opuszczania kraju, a także zakaz kontaktów ze świadkami (byłą żoną dziennikarza i pracownikami banku, który udzielił mu kredytu).
Dołącz do dyskusji: Firmy Kamila Durczoka nie stać na koszty komornicze, przez półtora roku Silesionu z 1 mln zł wpływów i 3,6 mln zł straty