Mateusz Borek: wielki talent komentatorski i reklamowe skoki w bok. "Poczuł się bezkarny"
Od ponad 20 lat Mateusz Borek komentuje piłkarskie spotkania naszej reprezentacji, Ligi Mistrzów oraz mecze na mundialach i Euro. Od niedawna dziennikarze komentują jego aktywność reklamowo-biznesową. - Z komentatora i dziennikarza sportowego szanowanego przez fanów piłki nożnej powoli zmienia się w człowieka lubiącego kontrowersje, a wręcz szukającego ich - ocenia Patryk Roszkowiak z agencji marketingu sportowego SportWin.
Scena nr 1.
24 marca 2019 r. Trwa program "Dogrywka Cafe Futbol" w Polsacie Sport przed meczem eliminacyjnym na Euro 2020 Polska - Łotwa.
- Afera zmagań... Afera!? Arena zmagań - szybko się poprawia prowadzący program Mateusz Borek. I zaczyna się śmiać. - Afera to będzie dopiero, jak nie wygramy dzisiaj.
- Coś ten wyraz cały czas ci się... - wtrąca się goszczący w studiu Tomasz Hajto. - Afera, afera. Nie ma żadnych afer dzisiaj. Wygrywamy dzisiaj, mamy sześć punktów.
- Tomeczku. To ty byłeś bohaterem paru afer w życiu - odpowiada mu Borek.
- Gonisz mnie - ripostuje Hajto i wybucha śmiechem. - Gonisz mnie i to sprintem.
- Śmiała teza - rzednie mina Borkowi.
Scena nr 2.
2 września 2021 r. Trwa mecz Polska - Albania na Stadionie Narodowym.
- Le-wan-dowski. Obok niego trzech Albańczyków. Le-wan-dowski! Pojedynek biegowy - Mateusz Borek coraz głośniej krzyczy. - Wciąż Lewandowski! Pole karne! - komentator podnosi się szybko z fotela. - Lewy, zrób to! Lewandowski wyłożył! Jest bramka dla reprezentacji Polski! - zdziera sobie gardło Borek. - Krychowiak! Lewandowski! - porusza energicznie głową. - 54. minuta! - stuka rękoma o blat. Znów podskakuje z fotela. - Jak ta maszyna, Robert Lewandowski, pracuje! Co on tutaj zrobił! Znów wziął na plecy trzech rywali! - podskakuje w miejscu Borek. Dłonie raz ma ściśnięte, raz widać wszystkie palce rozłożone jak u dyrygenta podczas koncertu. Jego ciało drży, jakby tańczył w rytm energicznej muzyki.
Obie sceny łączy bohater tego tekstu. Obie wiele mówią o tym, kim jest Mateusz Borek. Koledzy po fachu nie chcą o nim rozmawiać. Tym bardziej pod nazwiskiem. - Nie lubi krytyki. Obraża się. Czasem jest tak drażliwy na własnym punkcie jak panienka - usłyszę, zanim się rozłączą. O "aferze tajskiej" (zwanej też #borekgate) robi się głośno w mediach trzy lata temu, gdy Tomasz Hajto w programie Mateusza Borka wspomina o tym, choć nie wprost. Do sieci trafiły intymne zdjęcia dziennikarza, które miał sam sobie robić w Tajlandii. O tę sprawę zahacza - też nie wprost - jeden z widzów dzwoniących do Kanału Sportowego. - Kolego, pomyliłeś odwagę z odważnikiem - reaguje Mateusz Borek. Siedzący obok Marcin Najman śmieje się do rozpuku. - To, k...a, śmieszne było? - zwraca się Borek do Najmana.
Dziennikarze krytykują Borka, że reklamuje wódkę
Teraz Mateusz Borek znów jest bohaterem mediów. Na początku kwietnia komentator sportowy występuje w spocie promującym wódkę Wychowana w Luksusie. 80-sekundowy film pojawia się na fanpejdżu facebookowym tej marki. W nagraniu dziennikarz prezentuje butelki dwóch wariantów promowanej wódki i zachwala jej smak. Na początku zaznacza, że przekaz jest skierowany do osób dorosłych. Wpis linkuje do serwisu internetowego marki. Dziennikarz podaje też hasło na które otrzymuje się rabat na zakup reklamowanego alkoholu.
Udział Mateusza Borka w spocie wódki krytykowano na Twitterze. "Dziennikarz sportowy, dziennikarz TVP, człowiek, który jest dla wielu młodych ludzi autorytetem, postanowił dorobić, reklamując wódę!!! To wszystko w kraju, w którym nadużywanie alkoholu jest problemem społecznym, przyczyną dramatów wielu rodzin. O co tu chodzi!?" - pyta Michał Janczura z Radia TOK FM. "Coraz mniej dziennikarz, coraz bardziej sportowy influencer. Taka prawda, taki jego wybór" - komentuje Łukasz Rogojsz z portalu Gazeta.pl.
- Zakładam, że wódkę promuje się dla pieniędzy, a nie przyjemności. W mojej ocenie to jest nielegalne, bo w Polsce zgodnie z obowiązującymi przepisami wódki nie wolno reklamować. Jest naganne, bo dzieje się w kraju, w którym żyje kilka milionów osób uzależnionych od alkoholu. Jest nieetyczne, bo osoba zajmująca się sportem, będąca autorytetem dla młodych osób, które dopiero wchodzą w dorosłość, promuje picie wódki. To nieakceptowalne - ocenia Szymon Jadczak, dziennikarz Wirtualnej Polski.
Z kolei Janusz Basałaj, ekspert w portalu Meczyki.pl, a poprzednio przez dziewięć lat szef pionu komunikacji i mediów w PZPN oraz jeszcze wcześniej szef redakcji sportowych Canal+, TVP i Orange Sport, podkreśla, że występ Borka w reklamie jest jego sprawą. - Zbyt długo się znamy z Mateuszem, bym występował w roli moralizatora. To dojrzały facet, który zbliża się do pięćdziesiątki. Jest doświadczonym dziennikarzem i wie, co robi. Jako komentator sportowy nie powinien promować picia wódki. Dla mnie to nie do zaakceptowania. Alkoholizm to nieszczęście naszego narodu. Została tu przekroczona pewna granica. Nie jest tak, że "hulaj dusza, piekła nie ma" - uważa Basałaj. - Od dawna w naszym środowisku trwa dyskusja, czy komentatorzy sportowi powinni reklamować zakłady bukmacherskie. Pokus mają wiele, ale dziennikarz z taką pozycją, jaką ma Mateusz, powinien umieć im nie ulegać. Nie chcę go potępiać, bo to inteligentny człowiek, z ogromnymi zasługami, który potrafi wyciągać wnioski.
Podejrzane interesy kompana biznesowego
Można się zastanawiać, czy to zrobił. Bo miesiąc wcześniej Borek bierze udział w spocie promującym galę walki na gołe pięści - Gromda 8. Nagranie zostaje skrytykowane za to, że jest seksistowskie i wulgarne. Klip nawiązuje do stylistyki filmów gangsterskich, pojawiają się w nim skąpo ubrane kobiety, zakrwawieni zawodnicy, broń, alkohol i pieniądze. Gromda to organizacja, która przygotowuje i pokazuje walki na nagie pięści - jedną z najbrutalniejszych form walki w ringu. Jej współwłaścicielami byli Mariusz Grabowski i Mateusz Borek. Byli, bo po fali krytyki dziennikarz rozstaje się z federacją Gromda. W komunikacie zaznaczono, że Borek zakończył współpracę, ponieważ jego udział w spocie "wywołał w pewnych środowiskach negatywne komentarze i szereg pomówień w stosunku do jego osoby".
Dziękuję @MariuszGrabows3 za blisko 2 lata współpracy w tym projekcie. Pracujemy razem dalej w boksie. Ale w tej sprawie taka jest moja decyzja. https://t.co/pXkyDIulyY
— Mateusz Borek (@BorekMati) March 15, 2022
Sprawą zajmuje się Szymon Jadczak. Dziennikarz portalu Wp.pl opisuje przeszłość Mariusza Grabowskiego, który miał być m.in. skazany za pomaganie przy porwaniu biznesmena. Z zeznań świadka koronnego Alberta W., jakie składał przed policjantami CBŚP, wyłania się obraz Grabowskiego uczestniczącego w rozmaitych przestępstwach, z czego miał czerpać korzyści. "Po Mariusza Grabowskiego policjanci z CBŚP przyszli o godz. 6 rano 18 marca 2010 r. Mężczyzna został zatrzymany w domu w Pionkach. Zabezpieczono też trzy samochody, quada, złoto i ponad 60 tys. gotówki. W sumie postawiono mu 11 zarzutów: dotyczących kradzieży z włamaniem, handlu narkotykami, oszustw, handlu bronią, pomocy przy kradzieży, paserstwa oraz pomocy przy porwaniu człowieka" - czytamy w tekście Jadczaka. Grabowski spędza wówczas w areszcie ponad rok.
- Najpierw mówił, że go nie zrozumiano, a po moim tekście przeprosił i powiedział, że nagrał swoje wystąpienie, nie wiedząc, w czym będzie wykorzystane. To nie jest poważne tłumaczenie - uważa Szymon Jadczak. - Nie mogę uwierzyć, że Mateusz Borek nie wie, z kim współpracuje i jaką przeszłość ma jego wspólnik. Myślałem, że po spocie dla Gromdy zrozumie, że zaszkodził sobie biznesowo i wizerunkowo, ale nie minął miesiąc i zobaczyliśmy, jak promuje wódkę. Chyba więc nadal do niego nie dociera, że to, co robi, jest złe.
Odpowiedniej dykcji uczył go Artur Barciś
- No ale coś się stało? - mógłby w ten sposób zareagować teraz Mateusz Borek. Uważa tak jedna z osób, która zna dobrze komentatora sportowego. - Już słyszę, jak wzburzony reaguje: "A co mi k...a zrobią?" - opowiada mój rozmówca. Anonimowo.
Środowisko dziennikarzy sportowych może być zazdrosne o ogromną popularność Mateusza Borka. - Jeśli ktoś wymarzy sobie karierę w jego stylu, trudno mu będzie się przebić. Ale Borek sam sobie na to ciężko zapracował - mówi jeden z jego kolegów.
Mateusz Borek za półtora roku skończy 50 lat. Pochodzi z Dębicy. Połowę swojego życia spędza w telewizji. Zaczyna w lokalnej stacji w Tarnowie. Dość szybko przenosi się do Warszawy, gdzie jako dwudziestokilkulatek zaczyna pracować w Canal+. - Od początku widziałem, że jest niezwykle pracowity - przyznaje Janusz Basałaj, który przyjmował go do pracy w Canal+.
Jacek Kmiecik, autor książki "Piłkarski pasjans, czyli co kryją karty w polskim futbolu" wydanej w 2005 r., już wtedy pisze, że Mateusz Borek jest jednym z najlepszych polskich komentatorów piłkarskich. Wspomina też, że na początku pracy w telewizji mówił przez nos i miał kłopoty z dykcją. Borek jest jednak na tyle zawzięty, że chce jak najszybciej wyeliminować wadę wymowy. Odpowiedniej dykcji i oddychania uczy go sam Artur Barciś, który przyjaźni się z ojcem Mateusza. Borek decyduje się także na operację przegrody nosowej. Chodzi też na zajęcia z logopedą.
"Mateusz szanuje swoich odbiorców"
W 2000 r. rozpoczyna pracę w Polsacie. Z tą stacją wiąże się na kolejne 20 lat. W tym czasie komentuje wiele meczów reprezentacji Polski, turnieje Euro 2008 i Euro 2016 oraz mundial w 2006 r., a także spotkania Ligi Mistrzów, Ligi Europy oraz naszej Ekstraklasy i Pucharu Polski. Jest też zazwyczaj gospodarzem "Cafe Futbol" w Polsat Sport, prowadzi także studia przy galach boksu i MMA. Przez wiele lat równocześnie współpracuje z Eurosportem, komentując mecze niemieckiej Bundesligi.
Wiosną 2020 r. Mateusz Borek rozstaje się z Telewizją Polsat. A jeszcze w lutym wcześniej rusza Kanał Sportowy - youtubowy projekt, który wymyśla i uruchamia razem z Krzysztofem Stanowskim, Michałem Polem i Tomaszem Smokowskim. Odejście Borka z Polsatu też nie przebiegło gładko, na antenie nie pojawiał się już od końca 2019 r. Pod koniec kwietnia 2020 r. odebrał przesłane mu listownie wypowiedzenie kontraktu.
- Przekroczył granice przyzwoitości. Wydawało mu się, że to on rządzi, wykroczył poza obowiązki komentatora - powiedział wtedy o Borku Marian Kmita, szef sportu w Polsacie. - Chciał też, aby Kanał Sportowy, w którym pracuje obecnie, znalazł się na antenie Polsatu. To byłoby działanie sprzeczne z naszymi interesami i nie mogłem na to pozwolić - dodał.
Inaczej tę sprawę widział jednak Borek. - Nie jest to prawdą. Nie będę się od odnosił. Jest mi zwyczajnie po ludzku przykro. Tyle mam w tej kwestii do powiedzenia - przekazał nam wtedy dziennikarz. - Życzę im dobrze. Nie chcę w moim życiu złej energii - dodał.
Jesienią 2020 r. zaczyna współpracę z Telewizją Polską. Komentuje tam głównie mecze reprezentacji Polski i europejskich pucharów. W minionym sezonie w Canal+ komentuje niektóre mecze niemieckiej ligi piłkarskiej. W lipcu 2021 r. dołącza do redakcji platformy streamingowej Viaplay.
W tym czasie staje się szalenie popularnym i lubianym prezenterem sportowym. Czemu Borkowi się udaje i wyróżnia się na tle innych komentatorów? - Sam często wspomina, że kiedyś było inaczej, bo dziennikarz sportowy robił notatki, jeśli chciał być dobrze przygotowany do komentowania meczu - mówi Patryk Roszkowiak z agencji marketingu sportowego SportWin. - Ale są i inne czynniki, dzięki którym dobrze się słucha Borka. Facet ma dobry głos i świetną dykcję, ogromne doświadczenie i łatwość komentowania. Dla szefów telewizji wpisanie w grafik meczowy Borka to pewnik, że stacja osiągnie dobre wyniki i skasuje konkurencję pokazującą ten sam mecz.
Skąd się bierze fenomen Borka? - Nieprawdopodobna pasja, pracowitość, znajomość tematu, bezkompromisowość w wyrażaniu opinii, świetne wyczucie piłki nożnej i umiejętność nawiązywania szybkiego, acz nie populistycznego kontaktu z widzem po drugiej stronie ekranu - wymienia jednym tchem Janusz Basałaj. - Mateusz szanuje swoich odbiorców, rozumie ich potrzeby i wie, jak się do nich zwracać, by zagwarantować im najlepsze widowisko, jakim jest mecz reprezentacji Polski, bo te spotkania wzbudzają zawsze największe emocje i mają najwyższą oglądalność. Wolę go widzieć komentującego mecz niż bawiącego się w promotora walk na gołe pięści. Mam wrażenie, że Mateusz zrealizował swoje marzenie w 100 proc. i można się tylko zastanawiać, czy on myśli podobnie, czy szuka dla siebie nowych wyzwań?
"Każdy ma prawo do błędu"
Patryk Roszkowiak dziwi się, że tak wysoko oceniany dziennikarz coraz częściej bierze udział w kontrowersyjnych projektach, jak choćby reklama gali Gromdy. - Najpierw bronił tego spotu i się go nie wstydził, a później pod wpływem krytycznych głosów wycofał się z projektu. Zastanawiam się, czy to jest jego sposób, żeby kontrowersją wzbić się na jeszcze wyższe poziomy medialności i rozpoznawalności. Mam wrażenie, że jednak Mateusz Borek głównie na tym traci. Z komentatora i dziennikarza sportowego szanowanego przez fanów piłki nożnej powoli zmienia się w człowieka lubiącego kontrowersje, a wręcz szukającego ich - ocenia surowo Patryk Roszkowiak.
O krytyczne opinie na temat spotu Mateusz Borek jest pytany na konferencji przed galą MB Boxing Night 11. - Rozumiem, że to może się komuś nie podobać; uznaje, że to jest tandetne, banalne, niefajne, źle zmontowane, za dużo jest nagości. Natomiast troszkę chyba nie zrozumiano przekazu, który mieliśmy do zaproponowania - stwierdza dziennikarz. - Nigdy nie byłem seksistą, nigdy nie byłem szowinistą, nigdy nie traktowałem kobiet przedmiotowo. Byłem wychowany w normalnej, katolickiej rodzinie przez mamę i tatę z ogromnym szacunkiem do drugiego człowieka, do kobiety. Zawsze szanowałem babcię, mamę, siostrę, dziewczynę, żonę, koleżankę, przyjaciółkę - wylicza.
Słysząc to tłumaczenie, uśmiecha się Maciej Myśliwiec, medioznawca z agencji Social Sky. - Mateusz Borek przerzuca odpowiedzialność na swoich odbiorców, bo to oni mieli się poczuć urażeni. Zamiast przeprosić, mówi, że jest mu przykro, że tego nie zrozumieli. Czyli dodatkowo obraża widzów, sugerując, że nie są w stanie zrozumieć intencji autorów spotu. Czy to nie brzmi kuriozalnie? - pyta Myśliwiec. - To kto miał wpływ na to, jak zostanie ów spot zrozumiany: my czy on? Na obronę Borka można powiedzieć, że wycofał się ze współpracy z Gromdą, ale dopiero wtedy, gdy wylała się fala krytycznych komentarzy. Niestety, przeprosiny w wykonaniu Mateusza Borka nie były zbyt fortunne.
Podobnie występ w spocie Gromdy ocenia Janusz Basałaj. - Lubię zawodowy boks, ale walki w klatce, oktagonie, MMA to już zupełnie nie mój świat. Z jednej strony ten spot mnie szokuje, a z drugiej pewnie oddaje on klimat tego sportu. Mateusz jakoś zaczął się tłumaczyć, co w rezultacie doprowadziło go do tego, że odszedł z Gromdy. Może uznał, że powinien skupić się na tym, za co jest ceniony? - zastanawia się ekspert Meczyki.pl. - Każdy ma prawo do błędu. Mam nadzieję, że Mateusz szczerze się z tego wycofał i skupi się teraz na komentowaniu meczów piłkarskich, czyli tym, co mu najlepiej wychodzi. A to jest bardzo dobry komentator, który dla wielu kibiców stał się autorytetem w relacjonowaniu wydarzeń sportowych.
Szkodliwy wpływ Stanowskiego na Borka?
Na to samo liczy Patryk Roszkowiak. - W przeszłości źle znosił krytykę i jestem ciekawy, czy po jego ostatnich działaniach spokornieje i wróci do miłego komentowania meczów czy będzie chciał za wszelką cenę udowodnić, że obrał właściwą drogę i coś na tym ugrał - uważa rozmówca z agencji SportWin. - Wiele osób, które śledziło jego karierę od początku może być zawiedzionych, tym co Borek wypisuje w mediach społecznościowych. Niestety coraz rzadziej w kontekście najlepszego komentatora sportowego pada jego nazwisko. Dziś mówi się o Tomaszu Ćwiąkale, ludziach z Eleven Sports czy Canal+.
Patryk Roszkowiak od dawna ogląda mecze komentowane przez Mateusza Borka. Zdaniem naszego rozmówcy dziennikarz zdaje sobie sprawę, że zaczyna być inaczej postrzegany przez kibiców. - Być może stąd jest coraz głośniejszy podczas meczów, staje się jeszcze bardziej ekspresyjny w komentowaniu, jest go jeszcze więcej podczas transmisji piłkarskich. Może zdał sobie sprawę, że opinia publiczna kojarzy go coraz częściej z udziałem w reklamach, a nie ze sportem i w ten sposób chce im przypomnieć, że jest dobrym komentatorem. W Polsacie był spokojniejszy, a jego relacje bardziej merytoryczne. Dziś jego komentarz opiera się bardziej na emocjach - ocenia Patryk Roszkowiak.
Ekspert z agencji SportWin ocenia, że wpływ na ostatnie wpadki Borka może mieć jego obecność w Kanale Sportowym. - Decyzja o przejściu z telewizji do internetu i rozpoczęciu współpracy z Krzysztofem Stanowskim, który od zawsze był znany z kontrowersyjnych tez i głośno komentowanych wpisów w mediach społecznościowych, zaszkodziła wizerunkowi Borka. On zawsze miał opinię dziennikarza, który ma swoje zdanie i potrafi go stanowczo bronić. W świecie sportów walki mówił dużo o honorze i tradycji - mówi Patryk Roszkowiak.
Jednocześnie ocenia, że pomysł na założenie Kanału Sportowego był dobry. - Panowie stwierdzili, że stworzą coś, czego do tej pory w polskich mediach brakowało. Chcieli skończyć z dominacją cukierkowej telewizji, klepaniem nic nie wnoszących wywiadów pomeczowych i opinii powtarzanych we wszystkich sportowych mediach. I to im się udało - uważa nasz rozmówca. - Dziś o Stanowskim pisze się głównie w kontekście polityki i rozrywki, a nie sportu, co widać też po osobach, które zaprasza do swoich programów. Nie jestem przekonany, czy tą drogą chce iść Borek. I myślę, że on sam nie jest do końca tego pewny.
Zdaniem Szymona Jadczaka Borek wręcz mógłby się wzorować na swoim koledze z Kanału Sportowego. - Stanowski, choć też popełnia błędy, ma jednak wszystko przemyślane. Jestem pewien, że nie zgodziłby się na udział w takiej reklamie - uważa dziennikarz Wp.pl. To czemu Borek zalicza kolejne faux pas? - Bo poczuł się bezkarny. Odkąd odszedł z Polsatu, nikt go nie kontroluje. W Kanale Sportowym jest sam sobie szefem. Mimo że z TVP poszedł głos, że powinien przestrzegać etyki dziennikarskiej, to nic mi nie wiadomo, żeby coś się w tej sprawie wydarzyło. A doświadczenie życiowe uczy, że jeśli coś uchodzi nam na sucho, to dalej będziemy robić to samo - mówi Jadczak.
"Lubi się pokazywać jako silna osoba"
Chcieliśmy zapytać Marka Szkolnikowskiego, szefa sportu w TVP, czy w związku z udziałem Mateusza Borka w reklamie wódki, spotkają go służbowe konsekwencje. Dyrektor nie chciał z nami jednak rozmawiać. Kilka dni temu Telewizja Polska informowała nas, że "każdego dziennikarza obowiązuje Kodeks Etyki Dziennikarskiej". - Nawet freelancer dbający o swój dziennikarski status i obiektywizm powinien go przestrzegać - dodano w odpowiedzi TVP.
Jak nieoficjalnie słyszymy od jednego z dziennikarzy znających bohatera tekstu, Marek Szkolnikowski jest zafascynowany zarówno Krzysztofem Stanowskim, jak i Mateuszem Borkiem. - On się nie zachowuje jak szef, tylko jak ich fan - mówi nasz rozmówca. - A jeśli ktoś w ten sposób traktuje współpracownika, to trudno, żeby ten go szanował.
- Mateusz lubi się pokazywać jako silna osoba, która ma swoje zdanie i chce być dla innych ważnym punktem odniesienia. Te ostatnie występy w reklamach ani go nie pogrążają ani nie dyskwalifikują. Raczej dają mu okazję, by się zastanowił, co chce dalej robić - uważa Janusz Basałaj.
Ekspert portalu Meczyki.pl przyznaje, że zaskoczyło go odejście Borka z Polsatu. - Tam komentował to, co najlepsze. Teraz już nie jest uwiązany korporacyjnie, bo wszędzie jest gościem, a tak nieco łatwiej się funkcjonuje. Mateusz postawił na internet, dlatego jest obecny w Kanale Sportowym, ale przy okazji przygotował sobie - i mówię to bez ironii - dobre lądowanie w Telewizji Polskiej, gdzie komentuje mecze biało-czerwonej reprezentacji. Powiedziałem mu kiedyś, że spełnił marzenie wszystkich dziennikarzy sportowych. Jest niezależny i jednego dnia komentuje mecz Ligi Mistrzów, następnego w TVP naszej reprezentacji, w Viaplay pilnuje meczów Bundesligi, relacjonuje też spotkania Ekstraklasy i jeszcze jedzie na mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Wszędzie go chcą, bo jest dobry. W ten sposób spełnia swoje młodzieńcze marzenia. I choć zdarzają mu się zakręty po drodze, udaje mu się z nich wyjść obronną ręką - mówi nam Janusz Basałaj.
"Facet ma charyzmę i talent"
Patryk Roszkowiak ze SportWin przyznaje że być Mateusz Borek pogubił się w swojej zawodowej drodze, ale nadal się go szczególnie dobrze słucha podczas meczów naszej reprezentacji. - Tu komentarz Borka jest bardzo stronniczy, co zrozumiałe, bo w polskiej telewizji polscy kibice oglądają mecz z udziałem biało-czerwonych. I wszyscy kibicujemy naszym, bez względu na ich poziom gry. W takich spotkaniach ekspresyjność w narracji Borka sprawdza się znakomicie, bo dobrze się słucha kogoś, kto myśli tak jak my. Co innego, gdy ogląda się piłkę klubową. Wówczas przed telewizorem są zwykle kibice dwóch stron - uważa Roszkowiak.
Janusz Basałaj dodaje, że ma trzech ulubionych komentatorów piłkarskich: Mateusza Borka, Jacka Laskowskiego i Mateusza Święcickiego. - Cenię ich za fachowość, pasję, warsztat, kontakt z widzem i to, że potrafią stworzyć niepowtarzalną atmosferę - mówi były szef Borka. Basałaj zauważa jednak, że Mateuszowi coraz częściej zdarza się w czasie meczu przemawiać. - Może ma taką potrzebę, by pewne sytuacje skomentować w bardziej publicystyczny sposób. Mam nadzieję, że się na mnie za to nie pogniewa, bo to życzliwa uwaga i delikatne ostrzeżenie: komentator, który ma manierę wygłaszania tyrad, może zacząć irytować kibiców. Gdybym miał okazję, to bym Mateuszowi powiedział bezpośrednio, żeby ten mentorski sposób przemawiania nie zamienił się w manierę. Być może ponad 20 lat doświadczenia w komentowaniu meczów pozwala mu na taki ton, ale warto pamiętać o swoich odbiorcach - radzi Janusz Basałaj.
- Trzeba oddać Borkowi, że w pierwszych latach swojej dziennikarskiej kariery był szalenie pracowity i zawzięty w tym, co robił - mówi Szymon Jadczak. - Trzymał się blisko z piłkarzami z czasów mundialu w Korei Południowej i Japonii. Do dziś chyba przyjaźni się z Piotrem Świerczewskim i Tomaszem Hajto. Facet ma charyzmę i talent. Teraz jednak zatracił granicę między byciem profesjonalnym dziennikarzem a kumplem ludzi z boiska. Byłem zniesmaczony tym, co zobaczyłem po ostatnim meczu Polski ze Szwecją. Rozmowa z Czesławem Michniewiczem nie przypominała wywiadu dziennikarza z trenerem, tylko kumpelską pogawędkę, w której widzowie przez przypadek uczestniczą. Być może Borek poczuł się na tyle pewnie, że pozwala sobie na więcej niż powinien.
Sylwetki Wirtualnemedia.pl
Czytaj także: Krzysztof Ziemiec: Wallenrod w złotej klatce
Czytaj także: Kim jest Łukasz Ciechański, który przyszedł do Trójki "żuć gumę i orać konkurencję"?
Czytaj także: Kuba Wojewódzki: król prowokacji i silvers-nastolatek, nie widać jego następcy
Czytaj także: Marcin Gaworski: napędza mnie bycie pionierem
Czytaj także: Krzysztof Stanowski gwiazdą mediów społecznościowych
Czytaj także: Robert Mazurek: Skazany na masakrowanie
Czytaj także: Zachwyca Kurskiego, oburza opozycję. Kim jest Miłosz Kłeczek z TVP Info
Czytaj także: Bartosz Węglarczyk: dziennikarz-celebryta czy zakładnik wydawcy
Dołącz do dyskusji: Mateusz Borek: wielki talent komentatorski i reklamowe skoki w bok. "Poczuł się bezkarny"
..prędzej funkcjonariusz partyjny
Panie Borek - zbierać do worka śmieci na trybunach po meczu, a nie komentować sport !