Michał Kobosko: We „Wprost” rewolucji nie będzie
- Zostało wytworzone wrażenie, być może celowo, że w redakcji powstał jakiś głęboki kryzys, że odchodzą dziennikarze itd. Nic takiego nie ma miejsca - mówi Wirtualnemedia.pl Michał Kobosko, nowy szef tygodnika „Wprost”.
- Po informacji o odwołaniu Tomasza Lisa, zamiar rezygnacji z dalszej pracy we „Wprost” zgłosiły cztery osoby, które - tak rozumiem ten gest - czuły się związane bardziej z moim poprzednikiem, niż z tytułem. Te pozycje, na których będą wakaty, zostaną szybko uzupełnione. Trzeba nie znać sytuacji na prasowym rynku pracy, by sądzić, że „Wprost” będzie mieć kłopot ze znalezieniem dobrych kandydatów do pracy - mówi Michał Kobosko.
Kobosko dodaje: Zastanawiamy się nad możliwie najlepszym rozłożeniem sił w redakcji. Możliwe są więc przesunięcia kadrowe i wzmocnienie nowymi autorami z zewnątrz. To ma być nieduży, ale dobrze się ze sobą rozumiejący zespół, który chce powalczyć o pozycję numer 1.
Nowy szef tygodnika „Wprost” zapowiada także, że nie planuje przeprowadzenia rewolucji w magazynie. - Będziemy uzupełniać pismo o to, czego w nim nie było. To jest i ma być pismo dla ludzi myślących, a dziś w Polsce i na świecie dzieje się wiele rzeczy, które nie dają się łatwo sklasyfikować, nie mają precedensu. „Wprost” nie może uciekać od szukania odpowiedzi na te pytania. Będzie czas na przedstawienie konkretnych planów. Wykorzystamy też lepiej synergię z internetem i możliwości rozwoju naszej marki w kanałach elektronicznych - zapowiada Michał Kobosko.
Z Michałem Kobosko, nowym redaktorem naczelnym tygodnika „Wprost” rozmawiamy o jego wizji rozwoju tytułu, sytuacji kadrowej tygodnika oraz planach związanych z wprowadzaniem zmian w piśmie.
Krzysztof Lisowski: Jak Pan ocenia pozycję rynkową magazynu „Wprost” w chwili, gdy obejmuje Pan stanowisko redaktora naczelnego tytułu?
Michał Kobosko, redaktor naczelny magazynu „Wprost”: Pismo jest w dobrej kondycji, utrzymuje się w czołówce segmentu tygodników opinii. Obroniło się także komercyjnie, co dwa lata temu wcale nie było oczywiste. Poprzedni właściciel zostawił je w stanie ruiny.
W ciągu kilku ostatnich dni pojawiło się sporo negatywnych komentarzy związanych ze zmianą na stanowisku szefa „Wprost”. Nie jest Panu przykro z powodu tonu niektórych wypowiedzi? Nie boi się Pan, że będzie Pan teraz musiał pracować pod szczególnie dużą presją?
Każdy redaktor naczelny działa dziś pod ogromną presją. Sytuacja rynkowa wymusza kompromisy i konieczność większej dbałości o poziom kosztów – przy ambicji zachowania możliwie najwyższej jakości. Duże natężenie emocji i opinii negatywnych jest poniekąd zrozumiałe. Rynek został zaskoczony nagłością decyzji o zmianie redaktora naczelnego. Rynek nie zna też powodów, dla których ta zmiana i jej termin mogły mieć uzasadnienie. Ale ja rzecz jasna nie będę na ten temat dywagować. Wydawca, z którym współpracuję od roku, złożył mi jakiś czas temu propozycję, a ja ją po głębokim namyśle przyjąłem. Gdybym nie wierzył w dalszy rozwój tytułu, i gdybym nie miał elementarnego zaufania do wydawcy, to bym jej nie przyjął.
Mówiono, że Tomasz Lis zrobił z „Wprost” przedłużenie swojego programu telewizyjnego, nazwano “Wprost” m.in. “polityczną Vivą”. Czy zamierza Pan teraz jakoś zmienić formułę tego tygodnika?
Nie namówi mnie Pan na krytykowanie dotychczasowych efektów działań zespołu redakcyjnego. Rewolucji nie będzie, będziemy natomiast uzupełniać pismo o to, czego w nim nie było. To jest i ma być pismo dla ludzi myślących, a dziś w Polsce i na świecie dzieje się wiele rzeczy, które nie dają się łatwo sklasyfikować, nie mają precedensu. „Wprost” nie może uciekać od szukania odpowiedzi na te pytania. Będzie czas na przedstawienie konkretnych planów. Wykorzystamy też lepiej synergię z internetem i możliwości rozwoju naszej marki w kanałach elektronicznych.
Który tytuł spośród tygodników opinii ocenia Pan w tym momencie najlepiej i który z nich będzie dla Pana największą konkurencją?
Wszystkie po trochu. Gdyby połączyć poszczególne atuty naszych konkurentów, powstałoby pismo idealne. Na razie takiego nie ma.
Duża część redakcji „Wprost” postanowiła odejść po tym, jak z funkcji redaktora naczelnego odwołano Tomasza Lisa. Jak wygląda obecnie sytuacja w tej kwestii? Czy będą kolejne rezygnacje?
Zostało wytworzone wrażenie, być może celowo, że w redakcji powstał jakiś głęboki kryzys, że odchodzą dziennikarze itd. Nic takiego nie ma miejsca. Po informacji o odwołaniu Tomasza Lisa, zamiar rezygnacji z dalszej pracy we „Wprost” zgłosiły cztery osoby, które – tak rozumiem ten gest – czuły się związane bardziej z moim poprzednikiem, niż z tytułem. Te pozycje, na których będą wakaty, zostaną szybko uzupełnione. Trzeba nie znać sytuacji na prasowym rynku pracy, by sądzić, że „Wprost” będzie mieć kłopot ze znalezieniem dobrych kandydatów do pracy.
>>> Sprzedaż tygodników opinii. Jaki wynik "Wprost"?
Jakich zmian personalnych należy się zatem spodziewać?
Zastanawiamy się nad możliwie najlepszym rozłożeniem sił w redakcji. Możliwe są więc przesunięcia kadrowe i wzmocnienie nowymi autorami z zewnątrz. To ma być nieduży, ale dobrze się ze sobą rozumiejący zespół, który chce powalczyć o pozycję numer 1. Co do naszych współpracowników: „Wprost” drukował dotąd zdecydowanie największą liczbę felietonów na rynku. To był wyróżnik tytułu, dawało mu to pewien splendor, ale po pierwsze grono felietonistów było niezwykle jednorodne, a po drugie gazeta nie jest z gumy: więcej felietonów to mniej miejsca na teksty dziennikarskie. W pewnym stopniu zmienimy te proporcje. Rozmawiamy z kandydatami na nowych felietonistów, chcemy pokazać szerszą niż dotąd paletę opinii.
Do tej pory pełnił Pan funkcję szefa magazynu „Bloomberg Businessweek Polska”. Czy będąc szefem „Wprost” chce Pan współpracować z poprzednim tytułem?
Wydawca zadeklarował, że zatrudni – w porozumieniu z licencjodawcą – nowego redaktora naczelnego. Obecnie redakcją kieruje mój dotychczasowy zastępca Michał Gajewski. Los tytułu i jego plan rozwojowy nie są w żadnym stopniu zagrożone.
Dołącz do dyskusji: Michał Kobosko: We „Wprost” rewolucji nie będzie