Scenarzysta „Morderczyń”: Są historie tylko do streamingu, a są atrakcyjne dla widzów telewizji
Z Wiktorem Piątkowskim, scenarzystą „Morderczyń”, rozmawiamy o polskich serialach kryminalnych, ich znaczeniu dla widza, wprowadzaniu realistycznych bohaterek i odważnych komediach. Pytamy również, czy powstanie drugi sezon „Morderczyń”?
Małgorzata Major: Czy oglądałeś seriale współnominowanych do nagrody za najlepszy scenariusz serialu fabularnego Gildii Scenarzystów Polskich?
Wiktor Piątkowski: Jeszcze wszystkich seriali nie obejrzałem, ale muszę przyznać, że to był bardzo mocny rok. To co mnie cieszy jako osobę z branży to fakt, że mamy szeroki wachlarz gatunkowy. I że widzowie mają z czego wybierać. Pamiętam z odległych czasów, gdy wymyślałem z kolegami „Watahę” – nie było wtedy nic, do czego można by się odnieść, a teraz młodzi scenarzyści mają możliwość podpatrywania nie tylko najlepszych propozycji amerykańskich i europejskich, ale i polskich, których nie musimy się wstydzić.
Kryminał vs. komedia
Małgorzata Major: Czy widzowie chcą jeszcze oglądać seriale kryminalne? Ten gatunek najlepiej nam wychodzi, ale ostatnio wygląda na to, że widzowie chcą się częściej śmiać.
Wiktor Piątkowski: „Morderczynie” są kryminałem, ale zrobionym w stylu skandynawskim. Pracowałam przy jednym duńskim projekcie, który finalnie nie powstał, ale współpraca z Duńczykami dużo mi dała. To co udało mi się u nich podpatrzeć, to fakt, że jak oni robią kryminał, to dla nich ważne jest drugie dno, czyli co chcemy powiedzieć o społeczeństwie, o tym jak żyjemy. W scenariuszu musi być przemycona prawda o nas, ukryta pod główną warstwą, podawana subtelnie, np. w backstory bohaterów, w poszczególnych scenach. Wydaje mi się, że w tym kierunku kryminały ewoluują. Chodzi już nie tylko o to kto zabił, ale dlaczego zabił. To drugie pytanie jest często ważniejsze niż pierwsze.
Co do różnorodności gatunków w polskim serialu, bardzo się z tego cieszę. Pamiętam jak w 2009 roku próbowałem sprzedać sitcom „Nagie miecze II” dziejący się w zamku, na pograniczu krzyżacko-polskim i ludzie patrzyli na mnie jak na wariata. A dzisiaj serial „1670” stał się wielkim hitem. Bardzo się cieszę, że po piętnastu latach rynek tak się zmienił, że jest miejsce na serial komediowy dziejący się w przeszłości. Wydaje mi się, że jest to zasługa platform streamingowych, zwłaszcza Netfliksa, że pojawia się w Polsce większa różnorodność gatunków w filmach i serialach. Polski widz tego potrzebuje. Wcześniej nie było na to miejsca, brakowało odwagi osobom podejmującym decyzje.
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że do najlepszych hollywoodzkich produkcji wciąż nam daleko, ale biorąc pod uwagę nasze budżety i wielkość rynku, jest coraz lepiej.
Małgorzata Major: Czy miałbyś ochotę napisać serial komediowy?
Wiktor Piątkowski: Jednym z projektów, z których jestem szczególnie dumny jest sitcom, mały serial komediowy, który stworzyłem z dwójką kolegów z Niemiec dla ZDF. Prawie nikt go nie widział, ale doprowadzenie do powstania tego serialu, zajęło tyle czasu, że cieszę się, że udało się ten projekt sfinalizować. Cenię niemiecki rynek telewizyjny, ale przekonanie Niemców, że Polak też może wymyślić dla nich serial wymagało dużej determinacji.
To co najbardziej lubię, to są zabawy z gatunkiem. Właśnie wróciłem z Berlina. Na Berlinale w tym roku dużo mówiło się o tym, że ze względu na pandemię, wojnę, sytuację w Izraelu, na Bliskim Wschodzie, jest tak duże przesycenie trudnymi tematami w mediach, że coraz więcej widzów poszukuje sposobów na oderwanie się od rzeczywistości. Rozmawiając z osobami, które kupują i sprzedają różne formaty telewizyjne, okazało się że teraz jest trend, żeby produkcje były lżejsze. Nie chodzi o to, żeby powstawały same komedie, ale mniej nordic noir, czyli mrocznego klimatu, a jeśli serial kryminalny to bardziej w stylu „Death in Paradise”, czyli kryminał, ale z nutą czegoś pozytywnego (tzw. „feel good”). Wydaje mi się, że niedługo i do nas dotrze ten trend.
Streaming vs. telewizja
Małgorzata Major: Czy wolisz pracować dla platform streamingowych, czy tradycyjnej telewizji?
Wiktor Piątkowski: Wydaje mi się, że to zależy od historii i grupy docelowej. Są historie, które da się opowiedzieć tylko w streamingu, a są takie, które będą atrakcyjne dla widzów tradycyjnej telewizji. Sądzę, że od tego należy zacząć, czy historia nas interesuje, czy bohaterowie są ciekawi, a potem zastanawiamy się, czyj widz mógłby się tym zainteresować. I dopiero wówczas staramy się prezentować to odpowiednim nadawcom. Nie zawsze to wychodzi, częściej nie wychodzi, niż wychodzi, ale takie jest moje podejście.
Ciekawym przykładem jest „Sortownia”, którą pisaliśmy jako koprodukcję Canal+ i Polsatu, czyli dwóch nadawców o różnych profilach widowni.
Małgorzata Major: Skoro mówimy o „Sortowni”, muszę zapytać o ciąg dalszy. Czy jest szansa na kontynuację tego projektu? Finał zostawił nas z wieloma pytaniami o dalsze losy bohaterów.
Wiktor Piątkowski: Trzeba by zapytać producentów i stacje. My jako team piszący mamy pomysł na kontynuację, ale to nie od nas zależy. Współpraca była ciekawa, dużej się przy niej wszyscy nauczyliśmy.
Małgorzata Major: Jak zrodził się pomysł na serial „Morderczynie”?
Wiktor Piątkowski: Na początku była książka Katarzyny Bondy. Dla mnie fascynujące było to, że autorce udało się porozmawiać z tyloma kobietami - morderczyniami i skonfrontować ich słowa z dokumentami pochodzącymi ze śledztw i rozpraw sądowych. Często te konfrontacje były wstrząsające.
Książka opowiadała losy prawdziwych sprawczyń i ofiar, dlatego na początku pracy nad scenariuszem zdecydowaliśmy, że aby zachować szacunek dla rodzin ofiar i ich prawa do prywatności, nie będziemy robić klasycznej adaptacji, tylko zainspirujemy się jednym bardzo ważnym pytaniem, od którego Katarzyna Bonda zaczyna. Autorka pyta, dlaczego kobiety zabijają. Przenalizowaliśmy sprawy, które omawia, materiały sądowe, analizy psychologiczne, czy jest różnica między motywacją mężczyzny, który zabija, a kobiety. Wykonaliśmy bardzo duży research na temat kobiet odbierających życie, okoliczności zbrodni, narzędzia itd. Dopiero wyposażeni w tę wiedzę, stworzyliśmy fikcyjne postaci i dwa wątki, na których opiera się serial.
Podczas pisania staraliśmy się umieścić kilka drobnych elementów nawiązujących do książki, tak żeby czytelnicy „Polskich morderczyń” dostrzegli te detale. Pracowałem ze świetnymi scenarzystkami: Joanną Kozłowską i Katarzyną Kaczmarek. Wspomagała nas też Dominika Wacławczyk. Bardzo pomagał nam reżyser i producent Kristoffer Rus. Na pewnym etapie pojawił się też script doctor. Wierzę mocno w pracę zespołową i tutaj taka była.
Zbieraliśmy też opinie od różnych pionów produkcyjnych, a potem od aktorów. Zwłaszcza Maja Pankiewicz wniosła kilka bardzo ciekawych obserwacji, które sprawiły, że zmieniliśmy pewne elementy w scenach z jej udziałem, co dało dobry efekt. Mimo że pod scenariuszem podpisane są trzy osoby, to mam wrażenie, że wiele innych wpłynęło na sukces serialu, co zaowocowało nominacją do nagrody [mowa o nominacji do nagrody Gildii Scenarzystów Polskich – przypis red.].
Małgorzata Major: „Morderczynie” spotkały się z pozytywnym odbiorem widzów i krytyków. Odnotowały wysoką oglądalność na Netfliksie w ciągu pierwszych dwóch miesięcy obecności na platformie. Czy spodziewałeś się tak dobrej reakcji na serial?
Wiktor Piątkowski: Trudno takie rzeczy przewidzieć na etapie pisania. Gdy w 2009 z Krzysztofem Maćkowskim i Kamilem Chomiukiem wymyślaliśmy „Watahę”, mieliśmy poczucie, że jest w tym coś fajnego, mimo że rynek był sceptyczny. Czuliśmy jednak, że jest w tym potencjał. Przez wiele lat tylko my jako autorzy widzieliśmy ten potencjał. Z „Morderczyniami” było inaczej, bo od samego początku wspierali nas wszyscy: reżyser, cały team producencki, nadawca. Wszystko dobrze się układało – fajnie się ten serial pisało, dobrze układała się współpraca z Krisem Rusem, wręcz idealnie. Jako scenarzyści czuliśmy, że aktorzy zostali świetnie obsadzeni. Czasami można wymyślić wspaniałą postać, a jak pojawi się źle obsadzony lub poprowadzony aktor, to efekt końcowy będzie rozczarowujący. Czasami z perspektywy widza lub krytyka wszystkiemu winny jest scenarzysta, a tak naprawdę często autor nawet nie ma pojęcia o tym co inne osoby robią z jego tekstem na planie lub w postprodukcji.
Mnie najbardziej cieszy, patrząc na wyniki oglądalności serialu, współczynnik tego, ile osób obejrzało serial od początku do końca. Dla mnie jako scenarzysty to miód na serce, bo to znaczy, że dobrze prowadziliśmy intrygę, że zadziałała narracja, odpowiednie rozmieszczenie punktów zwrotnych itd.
Nowa bohaterka w „Morderczyniach”
Małgorzata Major: W serialu „Morderczynie” mamy nową bohaterkę. Karolina Keller nie jest doświadczoną śledczą, tylko dzielnicową, która początkowo ma niewielką moc sprawczą. Wydaje się, że odzwierciedla wiele cech współczesnych młodych kobiet rozliczających się z przeszłością, stawiających granice. Takiej postaci nie widzieliśmy w serialach lat 90.
Wiktor Piątkowski: Przez to że w przeszłości pisałem już seriale kryminalne, znam wielu policjantów i konsultantów od spraw policyjnych. Jeden z piszących dla mnie scenarzystów do niedawna był zawodowym policjantem. Mieliśmy konsultantów z najlepszych polskich jednostek. Uwielbiam z nimi rozmawiać. Często śmiejemy się, że w niektórych polskich produkcjach jak pojawia się policjantka, to zazwyczaj ma dwadzieścia lat i jest już komisarzem.
Zwykle od razu po rozpoczęciu pracy w policji rozwiązuje duże sprawy seryjnych morderców co nijak ma się do naszych realiów. Dlatego staraliśmy się pokazać coś innego. Karolina Keller jest dzielnicową. Chcieliśmy pokazać chociaż trochę realiów pracy policjanta, to jak wygląda biurko, zwykły dzień pracy.
Ostatnio sam zeznawałem na komisariacie Warszawa Mokotów, będąc tam w roli świadka i policjanci gratulowali mi właśnie tego, że serial stara się pokazać zwykłe realia pracy policjanta. Chociaż bardzo lubię też krytyczne uwagi ekspertów i internautów. Zawsze to analizujemy i zastanawiamy się, co w kolejnych sezonach możemy zrobić lepiej.
Bardzo dużo zmieniło się w policji jeśli chodzi o obecność kobiet. Jest ich znacznie więcej niż w służbach mundurowych w latach 90. Zależało mi, żeby serial pisać ze scenarzystkami, ponieważ nie chciałem w gronie mężczyzn pisać kobiecej postaci, byłoby to mało wiarygodne. Joanna Kozłowska i Katarzyna Kaczmarek bardzo dużo wniosły do tej postaci, rozmawialiśmy o tym, jak ją rozwijać. Długo siedzieliśmy nad tym, żeby np. rozmowy dwóch kobiet były naturalne, żeby nie było sytuacji, w której rozmowa dwóch kobiet może dotyczyć tylko facetów. Chcieliśmy też pokazać sprawczość tej bohaterki. Mam wrażenie, że dotychczas w polskich serialach bohaterki policjantki były albo bierne, albo super sprawcze. Chcieliśmy pokazać coś bardziej realnego – bohaterkę, która jest zmotywowana i działa, ale też popełnia błędy, czegoś nie zauważa, czyli jest taka jak my. Cieszę się więc, że policjanci i przede wszystkim policjantki oglądający serial mówili, że postać Karoliny Keller im się spodobała.
Małgorzata Major: Czy powstanie drugi sezon „Morderczyń”?
Wiktor Piątkowski: Wydaje mi się, że jest duży potencjał w sprawach, które analizowaliśmy podczas researchu. Jeśli chodzi o wątki stricte kryminalne, to wystarczyłoby ich na kilka sezonów. Rozważaliśmy wcześniej antologię, ale widzowie bardzo polubili postać Karoliny i Michała więc chcielibyśmy z nimi zostać. Mamy fajny pomysł na to, co mogłoby się zadziać w drugim sezonie, ale czy on powstanie, to trzeba rozmawiać z producentami i nadawcami, którzy mieliby to sfinansować.
Małgorzata Major: Nad czym aktualnie pracujesz?
Wiktor Piątkowski: Są dwa projekty polskie. Jeden to film w developmencie, drugi to serial. Oba powstają dla platform streamingowych. Nie mogę niestety nic więcej o nich powiedzieć, ale bardzo ekscytuje mnie praca nad nimi.
Dostałem też zaproszenie na pitching podczas festiwalu Series Mania, to chyba największy pitching w Europie.
Inspiracje
Małgorzata Major: Jakie seriale oglądasz? Czy oglądając żałujesz, że sam nie wpadłeś na jakiś pomysł, albo go nie zrealizowałeś?
Wiktor Piątkowski: Serialem, który bardzo lubię i w pewnym sensie zazdroszczę twórcom jest „Ted Lasso”. Na chłodno muszę ocenić, że na pewno nie byłbym w stanie napisać tego tak dobrze jak scenarzyści ze Stanów Zjednoczonych i Anglii, bo przełożenie postaci trenera futbolu amerykańskiego na realia brytyjskiej piłki nożnej zostało zrobione wspaniale.
Jestem też pod wrażeniem „Sukcesji”, „Bear”, a z polskich, cieszę się że powstał „1670”. Cieszę się, że ktoś zaufał twórcom i zaryzykował, bo gdy nie ma chęci do podejmowania ryzyka, to nie ma szans, żeby w przyszłości powstały takie produkcje jak druga „Rodzina Soprano”, „Gra o tron”, czy „Breaking Bad”, czyli trzy moje ulubione seriale.
Rozmowę ze scenarzystą serialu „1670”, Jakubem Rużyłłą, znajdziecie tutaj, z Niną Lewandowską, autorką scenariusza do „Absolutnych debiutantów” tutaj, z Kacprem Wysockim, autorem scenariusza „Informacji zwrotnej” tutaj.
Gala rozdania nagród Gildii Scenarzystów Polskich odbędzie się 25 lutego br. w Warszawie.
Dołącz do dyskusji: Scenarzysta „Morderczyń”: Są historie tylko do streamingu, a są atrakcyjne dla widzów telewizji