Powrót Roberta Downeya Jra to dowód na artystyczną śmierć Marvela? Eksperci zabrali głos
W trakcie zakończonego niedawno San Diego Comic Con nic nie wywołało tak gorących dyskusji, jak niespodziewane ogłoszenie powrotu Roberta Downeya Jra do MCU. Aktor przez lata wcielający się w postać Tony'ego Starka, tym razem zagra jednego z najwybitniejszych komiksowych złoczyńców. Jeżeli jednak Marvel liczył na jednoznacznie pozytywne reakcje w odpowiedzi na tę wiadomość, to mocno przestrzelił. Bo w tej sprawie nic nie jest tak do końca jednoznaczne.
Jak doskonale wiadomo, w życiu czasem pozory mylą. Weźmy takie Marvel Studios, które na papierze przeżywa obecnie jeden ze swoich największych momentów, tym bardziej gdy weźmiemy pod uwagę problemy firmy w ciągu minionych 5 lat. Wypuszczony pod koniec lipca film “Deadpool & Wolverine” zbiera stosunkowo dobre recenzje, a w dodatku już jest globalnym sukcesem komercyjnym. Co więcej, gwiazdy produkcji miały okazję świętować jej premierę w towarzystwie najbardziej zagorzałych fanów na tegorocznym San Diego Comic Con.
Nawet przybycie do słonecznej Kalifornii Hugh Jackmana i Ryana Reynoldsa nie wywołało jednak tak gorących reakcji jak zapowiedź filmu “Avengers: Doomsday” (niegdyś Avengers: The Kang Dynasty"), który wyreżyserują bracia Russo i gdzie w głównej roli zagra nie kto inny jak Robert Downey Jr. Amerykański aktor, jak powszechnie wiadomo, występował już w Marvel Cinematic Universe i to jako genialny miliarder Tony Stark. Jego powrót (w dodatku wiążący się z występem jako zupełnie nowa postać) nie bez przyczyny wywołał więc prawdziwą lawinę reakcji. Wbrew pozorom wcale nie wyłącznie pozytywnych.
Robert Downey Jr. wraca, więc Marvel zabił kino?
Po premierze “Deadpool & Wolverine” oraz ogłoszeniu angażu Downeya Jra po sieci zaczęły krążyć coraz mocniejsze i bardziej zauważalne głosy, że Marvel dziś nie stać już na jakąkolwiek oryginalną ideę. Film z Reynoldsem i Jackmanem polega bowiem niemal wyłącznie na nostalgicznym patrzeniu wstecz, a przecież powrót gwiazdora “Iron Mana” też trudno odbierać jako poszukiwanie świeżych twarzy na rynku. Wręcz przeciwnie, dla części widzów oznacza on w jakimś sensie artystyczne bankructwo studia odpowiedzialnego za MCU.
- Mam wrażenie, że ta decyzja castingowa nie bez powodu spotkała się z mieszanym przyjęciem przez fanów. Po pierwsze, Robert Downey Jr. stworzył wyjątkową postać Iron Mana, bez której nie byłoby współczesnego MCU. Jego odejście z franczyzy wielu fanów przyjęło ze smutkiem ale też ze zrozumieniem. Powrót aktora stawia pod znakiem zapytania przede wszystkim zdolność Marvela do znalezienia nowych, niekoniecznie oczywistych aktorów do grania kolejnych ról. W dodatku sprawia wrażenie próby zjednania sobie fanów za wszelką cenę, ale jednocześnie – to działanie, które wydaje się tak wykalkulowane, że budzi niechęć. Mam wrażenie, że wbrew pozorom taka decyzja castingowa w pełni ujawniła, jak bardzo studio nie chce stawiać przed wielbicielami MCU żadnych wyzwań. I to paradoksalnie nie wszystkim się podoba - mówi nam blogerka popkulturowa Katarzyna Czajka-Kominiarczuk znana jako Zwierz popkulturalny.
Spór między zwolennikami komercyjnego kina spod znaku superbohaterów a reżyserami i wielbicielami kina artystycznego nie jest niczym nowym. Tym razem jednak głosy o “artystycznej śmierci” Marvela pojawiły się jednak z dosyć niespodziewanej strony. Firmę otwarcie krytykuje część najbardziej zagorzałego fandomu i tego faktu faktycznie nie należy lekceważyć. Zdaniem Adama Siennicy, dziennikarza portalu naEkranie.pl należy się jednak zastanowić, czy Kevin Feige i jego ludzie tak naprawdę w ogóle mieli wybór.
- Powrót Roberta Downeya Jr. to coś nie tylko pozytywnego, ale też koniecznego. Marvel przechodzi kryzys i przez to wielu widzów przestało się nim interesować. Kultowy aktor MCU w roli głównego złoczyńcy? Tym jednym ruchem zaintrygowali i zwrócili uwagę wszystkich. Ogłoszenie kogokolwiek innego w roli czarnego charakteru byłoby dla ludzi obojętne – nie ruszyłoby nikogo, nawet gdyby był to Leonardo DiCaprio. Moim zdaniem nie ma mowy o artystycznym bankructwie. To będziemy mogli ocenić, gdy już zobaczymy, co wymyślili. Wybitny aktor w takiej roli to atut, który można wykorzystać. Problemem jest tylko to, że większość ludzi nie rozumie, o co w tym chodzi i jak ma to działać. To będzie wyzwanie dla Marvela.
Kim jest Doktor Doom i dlaczego to takie ważne?
Dziennikarz naEkranie.pl zwraca uwagę na szalenie istotny fakt. Doktor Doom (znany w życiu prywatnym jako Victor von Doom) to jeden z najbardziej ikonicznych złoczyńców Marvela, znany przede wszystkim jako przeciwnik Fantastycznej Czwórki i Avengersów. Postać zadebiutowała w lipcu 1962 roku i błyskawicznie zyskał popularność wśród czytelników. Dziś uważa się za jednego z największych “złych” w historii medium, ale próby przeniesienia Dooma na duży ekran do tej pory wiązały się z kolosalnymi porażkami.
W dwóch filmach z początku XXI wieku w antagonistę Fantastycznej Czwórki wcielał się Julian McMahon, a w 2015 roku zagrał go Toby Kebbell. Żaden z nich nie odcisnął jednak wielkiego piętna na historii superbohaterskich adaptacji, choć po prawdzie scenariusze tamtych produkcji nikomu w tym nie pomagały. Filmowcy z jakiegoś powodu nigdy nie potrafili znaleźć odpowiedniej historii dla Doktora Dooma. Zresztą nawet Marvel Studios początkowo nie planowało uczynić z niego głównego złoczyńcy następnych filmów o Avengersach, ale musiało zmienić plany w związku z prawnymi problemami Jonathana Majorsa.
W tym kontekście trudno nie odbierać zatrudnienia do tej roli Roberta Downeya Jra jako swego rodzaju akt desperacji i to w dodatku poczyniony “na ostatnią chwilę”. A tym samym potencjalnie niezrozumiały dla postronnego widza, nie wspominając o grającej niegdyś w MCU Gwyneth Paltrow, która pod postem dawnego kolegi na Instagramie napisała: “Nie rozumiem, czy teraz jesteś czarnym charakterem?”. Rzecz w tym, że mamy tutaj do czynienia z aktorem, co do umiejętności którego nie sposób mieć wątpliwości. Na to przynajmniej wskazują moi rozmówcy.
- Jako fan uniwersum Marvela bardzo cieszę się z tego ogłoszenia. Po pierwsze, głównym złym miał być Kang, ale on nie sprawdził się i nie spodobał fanom, a jego film nie spełnił oczekiwań finansowych. Marvel nie bał się powiedzieć: “Rzucamy ten pomysł i robimy coś innego”. Po drugie, wzięli Doktora Dooma, który był też w komiksach z serii “Tajne wojny”, więc nie próbują wyważać drzwi na nowo, lecz robią coś zgodnego z duchem oryginału. A po trzecie, zagra go Downey Jr. Gdyby wrócił jako Tony Stark, wtedy odebrałbym to jako odcinanie kuponów. Czy rola Victora von Dooma mu pasuje? RDJ jest świetnym i nagradzanym aktorem, pokazał nieraz, ze potrafi wcielać się w skomplikowane postaci. Nie widzę powodu, żeby teraz miał sobie nie poradzić - wyjaśnia Piotr Grabiec ze Spider's Webu.
- Robert Downey Jr. to wybitny aktor, który poradzi sobie z każdą rolą. Doktor Doom jest bardzo podobny do Tony'ego Starka, który był geniuszem w zbroi. Doom zaś to demon w pancerzu – bardziej szalony, egocentryczny i zepsuty. To jednostka niezwykle skomplikowana. Myślę, że ktoś, kto dał nam najlepszego superbohatera kina, ma dużą szansę dać nam również najlepszego komiksowego złoczyńcę srebrnego ekranu. A sam motyw pt. “Avengers będą walczyć z kimś, kto wygląda jak najbliższa i najważniejsza w ich życiu osoba” ma gigantyczny potencjał - zaznacza zaś Adam Siennica.
Dziennikarz Spider's Webu uspokaja z kolei ewentualne obawy związane z pogubieniem się widzów. Jak zauważa, dostali dużo czasu na przyzwyczajenie się do nowej roli RDJ-a, a to też nie pierwszy tego typu przypadek w kinowym uniwersum Marvela: “To przede wszystkich chwyt marketingowy, którego bynajmniej nie mam za złe Marvelowi. Teraz przynajmniej już wiemy, że Downey Jr. wraca jako nowa postać, a nie wyciągnięty z grobu ”nasz" Tony Stark. Nawet jeśli zagra wariant Starka w zbroi Dooma, to i tak wciąż otrzymamy nową postać. Widzowie po serialu o Lokim i Wolverinie z ostatniego filmu łapią różnicę. A powrót Chrisa Evansa dodatkowo przetarł szlak, przypominając wszystkim, że aktor to aktor a postać to postać" - podsumowuje Piotr Grabiec.
Downey Jr. cofa się w aktorskim rozwoju?
Zawarte powyżej pytanie na pierwszy rzut oka wydaje się absurdalne. Mamy przecież do czynienia z absolutną ikoną kina, która przetrwała już niemal pełny upadek kariery, a mimo to zdołała wrócić na szczyt. Robert Downey Jr. dopiero co zdobył też przecież Oscara za drugoplanową rolę w “Oppenheimerze”, co można odebrać jako swego rodzaju zwieńczenie artystycznej części jego kariery. Samemu Marvelowi sporo zaś zawdzięcza, bo to właśnie Iron Man pozwolił mu na powrót do hollywoodzkiej ekstraklasy.
Z drugiej strony, Downey Jr. po 2019 roku nie ukrywał chęci odpoczynku od superbohaterskich historii i otwarcie poszukiwał nowych projektów. Pierwsza próba wyjścia poza schemat w “Doktorze Dolittle” zakończyła się jednak porażką i nie spełniła oczekiwań ani wytwórni, ani samego aktora. Potem przez kilka lat gwiazdor mocniej skupił się na produkowaniu i wystąpił oprócz “Oppenheimera” wyłącznie w serialowym “Sympatyku”, który zdobył przeciętne recenzje i nie podbił świata VOD.
Sam RDJ podkreśla, że chciał zagrać Dooma, bo lubi “skomplikowane postaci”. Dokładne szczegóły nadchodzącej roli nie są jednak znane. Zdaniem Katarzyny Czajki-Kominiarczuk i Piotra Grabca większość swoich scen Robert Downey Jr. zagra w masce, a więc będzie to rola bardziej głosowa. Wydaje się to dosyć prawdopodobne, bo dziś Marvel jest znacznie bardziej chętny, by zakrywać twarze swoich gwiazd niż przed laty (dużo w tej materii zmienili właśnie Iron Man i Deadpool). Byłoby chyba jednak totalnym marnotrawstwem, gdyby Marvel zatrudnił swojego najpopularniejszego gwiazdora na nowo, tylko po to, by całkowicie ograniczyć mu możliwości grania. Z całym szacunkiem do Ryana Reynoldsa, ale Robert Downey Jr. to jest zupełnie inna skala talentu i umiejętności.
Can’t wait for the MCU’s X-Men! pic.twitter.com/0LKqtxEFQX
— Logan (@DiamondSpiderP) July 28, 2024
- Zdobycie Oscara nie oznacza, że aktor ma nagle odciąć się od kina komercyjnego. Role takie jak Iron Man czy właśnie Doktor Doom dają możliwość stworzenia wybitnej kreacji. Przecież sam Robert Downey Jr. mówił, że Tony Stark to najlepsza rola, jaką stworzył w swojej karierze. To oznacza dla niego powrót i odbudowanie pozycji, która w ostatnich latach nie jest tak samo silna. Zyskał jednak doświadczenie, które może mu pomóc ustawić dalszą karierę w ciekawszym kierunku. Największe gwiazdy kina kierują się zasadą "jeden projekt dla mnie, jeden dla nich", czyli raz grają w czymś, co ich napędza aktorsko i emocjonalnie, a raz w czymś komercyjnym i rozrywkowym. Robert Downey Jr. jeszcze podkręca tę zasadę, bo jego rola w MCU to trochę połączenie tych dwóch rzeczy - komentuje sugestie o aktorskim kroku w tył RDJ-a Adam Siennica.
Ograniczenie marketingowego potencjału Amerykanina nie miałoby wielkiego sensu również dlatego, że studio zdecydowało się na olbrzymi finansowy wydatek. Jak podaje Variety, Robert Downey Jr. dostanie za występy w roli Doktora Dooma “grubo powyżej 80 mln dolarów”. Taką kwotę otrzymają z kolei bracia Russo, na których ponowne zatrudnienie namawiał właśnie aktor. RDJ wręcz “nie wyobrażał sobie pracy z kimkolwiek innym”. Marvel nie tylko wykosztował się więc na gażę plus benefity (podróże prywatnym odrzutowcem, własną ochronę i osobisty trailer w trakcie zdjęć) dla swojej gwiazdy, ale też oddał mu w ręce dużą władzę.
Dokąd zmierzasz MCU?
O ile więc dla samego Downeya Jra wcielenie się w Victora von Dooma nie będzie w zasadzie żadnym ryzykiem, to Marvel dużo poświęcił, by w ogóle móc rozpocząć kolejną współpracę z amerykańską gwiazdą. Zwłaszcza wobec możliwość zarzutów o tzw. whitewashing, które zdaniem Czajki-Kominiarczuk mogą dotknąć studio: “Intrygujące jest porzucenie jakichkolwiek prób szukania kogoś zupełnie nowego. Zwłaszcza, że tym castingiem Marvel naraża się także na krytykę dotyczącą wybielania postaci. Choć kanoniczne historie w świecie Marvela często się zmieniają, to wciąż – Doktor Doom, pochodzi z romskiego rodu z fikcyjnej Latverii – o czym część fanów dobrze pamięta” - zaznacza blogerka.
O tym czy Victor von Doom w wersji Marvel Cinematic Universe faktycznie okaże się wiernym odzwierciedleniem komiksowego oryginału, a może raczej szaloną wariacją na temat Tony'ego Starka, przekonamy się dopiero na przestrzeni następnych dwóch lat. W tym czasie zadebiutują filmy “The Fantastic Four: First Steps” (obecność Downeya Jra nie została tam potwierdzona, ale jest odbierana za pewnik), a następnie “Avengers: Doomsday” i “Avengers: Secret Wars”. Na dziś żadna odpowiedź nie jest pewna, bo rozwiązaniem każdej zagadki może się ostatecznie okazać słowo “multiwersum”.
Po czterech latach opierania się na tym koncepcie Marvel wciąż wykorzystuje go bowiem bardziej jako pretekst do wyjaśnienia różnych nieścisłości niż realny fundament pod wielowymiarową i obejmującą liczne produkcje fabułę. A fani stają się tym coraz mocniej zmęczeni, co tak naprawdę jest głównym powodem mieszanych reakcji na powrót Roberta Downeya Jra. To nie on jest problemem, lecz samo MCU w jego obecnym stanie. Co więc może czekać filmowe uniwersum z nowym-starymi liderami na pokładzie?
- Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy mamy na pewno do czynienia z nowym otwarciem. Deadpool i jego serial filmowa zawsze funkcjonowały trochę na obrzeżach komiksowego świata – jako parodia czy meta narracja. Ważniejsze od zatrudnienia Downeya Jra wydaje mi się poinformowanie że do reżyserowania nowych Avengers powrócą bracia Russo. To sugeruje pewne rozczarowanie kierunkiem, w jakim podąża MCU i próbą powrotu do ostatniego momentu kiedy każdy film zamieniał się w złoto. Czy to jednak przemyślana strategia czy ratowanie tego co się da – przekonamy się po premierze najbliższych projektów Marvela - podsumowuje Katarzyna Czajka-Kominiarczuk.
Piotr Grabiec zachowuje więcej entuzjazmu i jednocześnie prorokuje przyszłość MCU po trwającej sadze. - Możemy już teraz rozsądnie założyć, że multiwersum nie jest odpowiedzią na pytanie o przyszłość Marvela. Spodziewam się, że po “Avengers: Secret Wars”, podobnie jak w komiksach, wszystko, co było do tej pory, zostanie zaorane. Następnie Marvel weźmie tylko te elementy, które się sprawdziły i wrzuci je do jednej, wspólnej historii, gdzie od początku będą wszyscy najważniejsi bohaterowie. Wcześniej oczekuję “zaskakująco niezaskakujących powrotów”, których nie było w “Deadpool & Wolverine”. Tam pojawiło się wiele cameo, ale nie samych X-Menów, poza Wolverine'em oczywiście. Tak czuję, że “Avengers: Doomsday” może być opowieścią o starcu uniwersów Avengersów i X-Menów" - przewiduje rozmówca.
Dołącz do dyskusji: Powrót Roberta Downeya Jra to dowód na artystyczną śmierć Marvela? Eksperci zabrali głos