Podbił internet wytykając absurdy "Sprawy dla reportera". "Strasznie denerwuje mnie ludzka głupota"
Daniel Midas podbił polski internet filmami, w których wytyka absurdy "Sprawy dla reportera". Jego odcinki "Szopki dla reportera" mają miliony wyświetleń na Youtubie i TikToku. - Strasznie denerwuje mnie ludzka głupota - mówi Midas w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl.
Daniel Midas to stand-uper, który zasłynął z satyrycznego komentowania w internecie programu TVP "Sprawa dla reportera". Jego odcinki z serii "Szopka dla reportera" zyskały wielką popularność w mediach społecznościowych. Na TikToku ma prawie 640 tys. obserwujących, 10,7 mln polubień, 50 postów omawiających "Sprawę dla reportera" i 12 postów z jego występami stand-up na żywo.
Na Youtubie z kolei doczekał się już 300 tys. subskrypcji oraz prawie 94 mln wyświetleń ze 151 filmów. Jego najpopularniejsze nagrania na Youtubie pochodzą z serii "Szopka dla reportera" i są to m.in. takie materiały: "Odebrane dzieci" (1,1 mln wyświetleń), "15 lat jest święte" (1,1 mln) czy "Cennik za s€ks" (1 mln).
Midas w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl opowiada m.in., jak doszło do tego, że zaczął nagrywać swoje odcinki, dlaczego niektóre jego materiały mają poważniejszy charakter i jak social media wpłynęły na polski stand-up.
Kiedy po raz pierwszy oglądał Pan „Sprawę dla Reportera”?
Pierwszy raz z mamą około 10 lat temu. Już wtedy zdziwiła mnie formuła programu w niektórych odcinkach. Zresztą moją mamę też i myślę, że to ona właśnie zaraziła mnie spojrzeniem na ten program, jaki dziś wyznaję. Spojrzeniem satyrycznym, ale też nie w każdym odcinku.
Robię sobie żarty z absurdów, ale nie obśmiewam poważnych tematów. Nawet ostatnio pokazałem w jednym z moich materiałów kontrast, jaki pojawia się czasem w „Sprawie dla reportera”. Jeśli przychodzi matka, która straciła syna i szuka pomocy to jest rzeczą oczywistą, że skorzysta ze wsparcia telewizji. Dobrze jej tam też doradzili. Chwilę później w tym samym odcinku pojawia się jednak także kobieta, której gołąb nabrudził na ścianę. Przestrzał tragedii w tym wypadku jest zbyt wielki, by łączyć to w jeden odcinek.
Jak Pan wpadł na pomysł, by zacząć nagrywać swoją „Szopkę dla reportera”?
To było bardzo spontaniczne. Pokazałem dziewczynie, z którą wówczas umawiałem się, jeden z moich ulubionych odcinków „Sprawy dla reportera”. Powiedziała, że nie odbiera tego tak, jak ja. Zareagowałem na to pomysłem, by zobaczyć jak ludzie odbiorą moje spostrzeżenia. Pamiętam, że nagrałem pierwszy odcinek zupełnie nieprofesjonalnie, z kamerą ustawioną od dołu. Myślę, że to "zażarło" dlatego, że wypadłem naturalnie, bez większych analiz. Już pierwszy odcinek spotkał się z dużym zainteresowaniem widzów i postanowiłem to kontynuować.
“Szopka dla reportera” a stand-up na żywo
Jest Pan zaskoczony zainteresowaniem internautów, jakie jest odpowiedzią na Pana filmiki omawiające absurdy „Sprawy dla reportera”?
Jestem pozytywnie zaskoczony. Robiłem to raczej bez konkretnego założenia, planu. To naprawdę wyszło bardzo spontanicznie.
Pracuje Pan dziś jako stand-uper. To pokłosie nagrywania odcinków z serii „Szopka dla reportera” czy już wcześniej widział Pan dla siebie taką przyszłość?
Zacząłem zajmować się stand-upem na krótko przed rozpoczęciem nagrywania odcinków. Zdążyłem wystąpić około 10 razy, co dla kogoś, kto chce robić stand-up to bardzo mała liczba. Na moje występy przychodziło po kilka-kilkanaście osób, nikt mnie nie znał. Występowałem w mniejszych miastach, a widzowie odwiedzali mnie w myśl „w końcu ktoś przyjechał, coś się dzieję, przyjdę zobaczyć”.
Przełomowy okazał się - załóżmy - ten jedenasty występ. Pamiętam, że zostałem wtedy zaproszony do Poznania. Na początku miałem przygotowany taki żart z pytaniem: "Czy ktoś mnie zna?”. Na wcześniejszych występach w reakcji na to pytanie nikt nie klaskał. Z kolei w Poznaniu pojawiłem się w sali dla około 200 widzów i ludzie zaczęli klaskać, pokazując, że już mnie kojarzą. Zrobiło mi się bardzo miło. Zepsuli mi trochę żart, ale jakoś z tego wybrnąłem (śmiech).
Nagrywanie odcinków z serii „Szopka dla reportera” pomogło w rozwoju samej kariery stand-uperskiej?
Zdecydowanie. Moja widownia jako grupa osób, to ludzie, którzy lubią się pośmiać i jestem bardzo wdzięczny za ich wsparcie. Większość stand-uperów informuje o biletach na swoje występy, wypuszczając program na Youtube'a. Średnia oglądalność takiego programu to powiedzmy dwa, trzy mln wyświetleń. Ja mam szansę i możliwość rozbawiania moich widzów raz w tygodniu poprzez wypuszczanie kilkuminutowych filmów z serii “Szopka dla reportera”. Oczywiście zawsze informuję ich również, że możemy się pośmiać też na żywo na występie, który trwa kilkadziesiąt minut.
Nagrywa Pan czasem również dłuższe, poważniejsze odcinki rozwijające daną sprawę (np. z Jackiem Murańskim albo Tamarą Gonzalez-Pereą). Skąd taki pomysł?
Oba materiały wynikały z mojej cechy charakteru, która polega na tym, że bardzo łatwo mnie zdenerwować. W pierwszym przypadku zirytowało mnie też, jak dużo zostało wycięte z oryginalnego programu "Sprawa dla reportera”. W przypadku Tamary Gonzalez chodziło już wyłącznie o moje nerwy. Wiem, że muszę z tym walczyć, nie mogę żyć stale na tak wysokim poziomie emocji.
Problem w tym, że strasznie denerwuje mnie ludzka głupota. Nie mam kłopotu z tym, że ludzie używają do leczenia metod niekonwencjonalnych. Nie jestem lekarzem, nie znam się na tym. Są różne terapie muzyczne, być może to komuś pomaga. Zagotowało mnie jednak sprzedawanie czaszek przez panią Tamarę z opisem wskazującym, że mają skład, który pomaga w leczeniu nowotworów. To skandaliczne, by żerować na osobach, które znalazły się w tak trudnej sytuacji, a ich jedyną nadzieją pozostały metody niekonwencjonalne. Minął chyba rok od tego odcinka, a nadal jak o tym opowiadam to jestem zdenerwowany.
Mówił Pan kiedyś, że bohaterowie zbyt często kłamią w "Sprawie dla reportera". Z czego to wynika?
Chcą pokazać się w jak najlepszym świetle. Stąd trzy najpopularniejsze sformułowania z moich odcinków: "jak ktoś ma święte obrazy na ścianach to na pewno jest niewinny", "jak ktoś był ministrantem to na pewno jest niewinnny" oraz "układy z policja i prokuraturą".
Ludzie przychodząc do programu, próbują wybielić się. Tłumaczą, że druga strona nawet nie chodzi do kościoła, jakby to miał być jakiś argument w sprawie. Te „układy ze służbami” nigdy nie okazują się być prawdą. A mecenas Kaszewiak zadaje zwykle bardzo konkretne pytania i kłamstwa szybko wychodzą na jaw. Nie można nikogo oczerniać, a tym bardziej tłumaczyć się faktem, że to się odbywa w programie telewizyjnym.
W czasie występów na żywo w roli stand-upera opiera się Pan jeszcze na "Sprawie dla reportera" czy raczej idzie w zupełnie innym kierunku?
Idę w innym kierunku, choć opieram się trochę jeszcze nie tyle na samym programie, co na znajomości z mecenasem Piotrem Kaszewiakiem. Znamy się dobrze, lubię o nim mówić jak o moim serdecznym przyjacielu i wierzyć, że tak właśnie jest.
Praca stand-upera jak każda inna?
Jak często Pan teraz występuje na scenie? Rzadziej czy częściej niż koledzy z branży?
Nie liczyłem tego nigdy, ale wydaje mi się, że występuję najwięcej ze wszystkich polskich stand-uperów. Jestem z tego zadowolony, bo nie chcę pokazywać się trzy-cztery razy w miesiącu. Występuję w tym okresie zwykle kilkanaście lub kilkadziesiąt razy.
Dlaczego tak często, skoro innym zdarza się rzadziej?
Nie wiem, czy to kwestia mojego wychowania, ale podam świetny przykład z tym związany. Gdy wstawiam na media społecznościowe rozpiskę, kiedy występuje i wynika z niej, że prawie codziennie to dostaję pytania od fanów, czy „nie zajadę się?”. Uważam jednak, że gdyby np. księgowa czy operator koparki wrzucili podobną informację, z której wynika, że np. pracują przez 20 dni w miesiącu to nikt nie byłby tym faktem zdziwiony. W przypadku stand-uperów utarło się, że pracują mniej niż inni. Traktuję swoją pracę, jak pasję, a z drugiej strony robota to robota. W życiu trzeba być pracowitym. Tak zostałem wychowany i nie robię z tego większej filozofii.
Miał Pan na początku swojej pracy jakiś wzór do naśladowania? Od kogo Pan podpatrywał zachowań na scenie?
W dużej mierze bazowałem na własnych przemyśleniach. Czasami inspiruję się jednym komikiem. To Amerykanin Bill Burr. Bardzo cenię jego emocjonalny sposób, w jaki opowiada historie. Nadaje im duże tempo. Widzę w tym podobieństwo między nami, choćby gdy opowiadałem o wspomnianych czaszkach od pani Tamary.
Często nagrywa Pan na Tik Toku. Ta platforma zmieniła polski stand-up?
Myślę, że generalnie media społecznościowe bardzo wpłynęły na naszą branżę. Mogłem zaobserwować spore wzmożenie u kolegów, gdy zauważyli u mnie, że tą drogą też można docierać do widzów. Zrozumieli, że wypuszczenie swojego programu stand-upowego na Youtubie to nie jedyna metoda komunikacji z odbiorcami.
W okresie od 1 września 2022 roku do 27 kwietnia 2023 roku średnia widownia programu Elżbiety Jaworowicz wyniosła 1,30 mln widzów. Przełożyło się to na 11,55 proc. udziału w rynku wśród wszystkich widzów, 6,21 proc. w grupie 16-49 oraz 7,11 proc. w grupie 16-59 - wynika z danych Nielsen Audience Measurement, opracowanych przez portal Wirtualnemedia.pl. Aktualnie odcinki „Sprawy dla reportera” emitowane są na antenie TVP1 w czwartki zwykle od godz. 21.30.
Dołącz do dyskusji: Podbił internet wytykając absurdy "Sprawy dla reportera". "Strasznie denerwuje mnie ludzka głupota"