TVP bez meczów Ekstraklasy i Ligi Mistrzów. Matyszkowicz oszczędzi 100 mln zł
Telewizja Polska nie kupiła już praw do wybranych meczów piłkarskiej PKO BP Ekstraklasy i Ligi Mistrzów. To dla nadawcy oszczędność ok. 100 mln zł rocznie, ale i uszczuplenie oferty sportowej, mocno rozbudowanej za prezesury Jacka Kurskiego. - Każdy prezes ma swoje preferencje, jeden woli Teatr Telewizji, inny piłkę nożną. Do tego dochodzą stale zwiększające się koszty transmisji i praw. W takim przypadku nawet TVP musi oszczędzać - komentuje Adam Pawlukiewicz.
Po jednym meczu z każdej kolejki PKO BP Ekstraklasy i skróty wszystkich meczów Telewizja Polska pokazywała od wiosny 2019 roku. Sublicencję kupiła od Canal+ Polska, według nieoficjalnych doniesień za transmisje 30 spotkań w sezonie płaciła ok. 50 mln zł.
Od początku bieżącego sezonu obowiązuje nowy kontrakt dotyczący transmisji PKO BP Ekstraklasy - Canal+ Polska przez cztery lata zapłaci 1,3 mld zł, znacznie więcej niż poprzednio. Wyższej kwoty za sublicencję oczekiwał też zapewne od Telewizji Polskiej, nieoficjalnie mówi się o 70 mln zł rocznie.
- Oferent przeszarżował z ofertą. Tu nie chodzi o to, czy cenię czy nie cenię Ekstraklasy. Bardzo chciałbym ją mieć na antenach Telewizji Polskiej - mówił portalowi Wirtualnemedia.pl w sierpniu prezes TVP Mateusz Matyszkowicz.
Reklamy nie pokryją kosztów praw
Taka postawa władz Telewizji Polskiej nie dziwi, jeśli patrzy się przez pryzmat rachunku ekonomicznego.
- Wszyscy ludzie związani z mediami wiedzą, że przy obecnej niskiej cenie reklam i niewysokiej oglądalności, cena 50 milionów złotych za 30 meczów Ekstraklasy jest zaporowa i przyniesie telewizji stratę. A zarząd TVP odpowiada przecież też za wynik finansowy - zauważa w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Adam Pawlukiewicz, szef działów badań i rozwoju w Pentagon Research.
W konsekwencji od początku obecnego sezonu mecze PKO BP Ekstraklasy można oglądać wyłącznie w stacjach Canal+. Nadawca skróty spotkań i magazyny o tych rozgrywkach publikuje na swoim kanale youtube’owym.
- Szkoda kibiców, z których nie wszyscy chcą korzystać z Canal+. Uważam, że magazyn w telewizji otwartej ze skrótami meczów to zawsze dobra rzecz - komentuje Janusz Basałaj, obecnie publicysta Meczyków, a w przeszłości m.in. szef sportu w Canal+, Telewizji Polskiej i Orange Sport. - Można się obruszać, ale pokazywanie najpopularniejszych rozgrywek sportowych w kraju, a takimi jest piłkarska Ekstraklasa, to czysta misja publiczna. Nawet jeśli gniewamy się na reprezentację czy krajową piłkę, która raz na jakiś czas przynosi negatywne wrażenia - zaznacza.
Telewizja Polska nie zawarła też kolejnej umowy dotyczącej pokazywania piłkarskiej Ligi Mistrzów: transmisji jednego ze środowych meczów i skrótów wszystkich. Od połowy 2018 roku kupowała sublicencję od Cyfrowego Polsatu, a wcześniej od Canal+. Polsat nie zdecydował się na transmisję żadnego meczu w swoich ogólnodostępnych kanałach, więc pierwszy raz od lat najważniejsze rozgrywki futbolowe można oglądać jedynie w płatnych kanałach, dostępnych też w streamingu.
W tym przypadku również zaporą mogła okazać się cena. Mateusz Borek w Kanale Sportowym ujawnił niedawno, że w ramach sublicencji Telewizja Polska płaciła ostatnio ok. miliona euro za transmisję jednego meczu i skrótów pozostałych z każdej kolejki. Przy minimum trzynastu meczach w sezonie - sześciu z fazy grupowej, dwóch lub czterech z 1/8 finału po dwóch z ćwierćfinałów i półfinałów oraz finale - i kursie 4,60 zł za euro oznacza to ok. 60 mln zł rocznych kosztów.
Borek zwrócił uwagę, że finałowy mecz poprzedniego sezonu Ligi Mistrzów w trzech stacjach (TVP1, TVP Sport i Polsacie) oglądało 2,6 mln osób, a średnia widownia wszystkich meczów w sezonie pokazywanych w TVP1 to jedynie 1,16 mln. Część transmisji gromadziła znacznie poniżej miliona widzów.
Taka oglądalność, dużo niższa niż dekadę czy dwie temu, nie pozwala pokryć z reklam znaczącej części koszów praw do transmisji, drożejących z każdym kolejnym kontraktem. W efekcie pierwszy raz od wielu lat mecze Ligi Mistrzów są jedynie w płatnej telewizji.
- Trochę sprawdza się powiedzenie, że jak coś ludzie mają za darmo, to tego nie doceniają. Produkty premium powinny być osobno płatne, docelowo będzie to z pewnością jakaś forma pay-per-view. Jeżeli transmisję z meczu wykupi 100 tys. widzów i zapłaci po 30 zł, to przychód z meczu wyniesie 3 mln zł, a to jest ponad dwa razy tyle ile Canal+ chciał z jeden mecz Ekstraklasy od TVP - zauważa Adam Pawlukiewicz.
W TVP mniej futbolu niż za Kurskiego
Kibice mieli lata, żeby przyzwyczaić się, że aby oglądać najlepsze rozgrywki piłkarskie i naszą Ekstraklasę, trzeba kupić odpowiedni pakiet w sieci kablowej lub platformie satelitarnej czy streamingowej. Zakupy sublicencji przez Telewizję Polską za kadencji odwołanego we wrześniu ub.r. Jacka Kurskiego tylko nieznacznie zmieniły ten trend rynkowy. Zresztą publiczny nadawca był wtedy tak mocno nastawiony na sport, że wiosną 2016 roku kupił od Polsatu sublicencję do najważniejszych meczów w piłkarskiego Euro, mimo że firma Zygmunta Solorza w świetle przepisów i tak pokazałaby je w ogólnodostępnych kanałach.
- Szeroka oferta sportowa Telewizji Polskiej w ostatnich latach to kwestia nie tylko polityki firmy, ale osobiście Jacka Kurskiego i Marka Szkolnikowskiego, którzy mocno stawiali na sport. Zwłaszcza prezes Kurski potrafił wygospodarować pieniądze na tak wielkie inwestycje. Można go lubić lub nie, ale o sport rzeczywiście dbał, wiedział, że sport w telewizji publicznej dobrze się obejrzy - ocenia Janusz Basałaj. - W telewizji publicznej często osobiste ambicje i pomysły prezesa czy pozostałych członków zarządu na programowanie wpływają na to, jak wygląda także oferta sportowa - zauważa.
Za kadencji Kurskiego publiczny nadawca zaczął też emitować TVP Sport w telewizji naziemnej oraz kupił prawa m.in. do pokazywania meczów naszych reprezentacji siatkarskich (od Polsatu), chociaż te najważniejsze i tak pojawiłyby się w darmowej telewizji.
Pod rządami Mateusza Matyszkowicza TVP nie jest już tak zdeterminowana w obszarze sportowym. - Każdy prezes ma swoje preferencje, jeden woli Teatr Telewizji, inny piłkę nożną. Do tego dochodzą stale zwiększające się koszty transmisji i praw. W takim przypadku nawet TVP musi oszczędzać - komentuje Adam Pawlukiewicz. - Nowy prezes TVP pewnie inaczej na to patrzy, część środków przesunął na inne cele. Wydaje się, że sport, tak drogi dla nadawcy, nie jest już na pierwszym planie. Trudno mieć o to pretensje - zaznacza Janusz Basałaj.
Zamiast Ekstraklasy TVP pokaże Puchar Polski i I Ligę
Od przyszłego sezonu na antenach Telewizji Polskiej pojawią się mecze piłkarskiego Pucharu Polski i Fortuna I Ligi. Obecnie te rozgrywki pokazuje jeszcze Polsat Sport, prawa do tych transmisji, sprzedawane przez PZPN, są dużo tańsze niż sublicencja do Ligi Mistrzów czy PKP BP Ekstraklasy.
W pakiecie, dotyczącym trzech sezonów, są też transmisje z II Ligi, Ligi Kobiet i rozgrywek drużyn U-19. Adam Pawlukiewicz dziwi się, że Polsat w rywalizacji o te prawa dał się wyprzedzić Telewizji Polskiej. - Mecze na ich antenie miały wysoką oglądalność. A trzeba pamiętać, że to są kanały kodowane - zaznacza.
- Jeśli I Liga będzie dobrze „rozpakowana” w ośrodkach regionalnych Telewizji Polskiej, na pewno będzie miała większą oglądalność niż do tej pory w kanałach Polsatu. Siła rażenia TVP jest większa - mówi Janusz Basałaj. - Puchar Polski też dobrze wpisuje się w misję telewizji publicznej, bo to rozgrywki, nazywane pucharem tysiąca drużyn, w których każda ma szansę zagrać w finale na Stadionie Narodowym. Chociaż nie zapewni takiej oglądalności, emocji i jakości jak mecz Legia - Lech o godz. 20 w sobotę - ocenia.
- W telewizji publicznej wybrnęli trochę ze strat transmisji i kupili nowe. To też troszeczkę alibi: i dla władz TVP, i dla kibiców, że piłki w telewizji publicznej dalej nie będzie brakowało - podsumowuje Basałaj. Piłki w TVP będzie nieco więcej już tej jesieni w czwartkowe wieczory, ponieważ do etapu grupowego europejskich rozgrywek awansowały dwa polskie kluby: Raków Częstochowa do Ligi Europy, a Legia Warszawa do Ligi Konferencji Europy. Publiczny nadawca prawa do transmisji ich meczów pozyskał od Viaplay.
>>> Praca.Wirtualnemedia.pl - tysiące ogłoszeń z mediów i marketingu
W ub.r. Telewizja Polska zanotowała 50,7 mln zł straty netto, pod kreską była pierwszy raz od 2016 roku. Co prawda jej przychody wzrosły mocniej od wydatków operacyjnych, ale obsługa rekompensaty abonamentowej przyniosła aż 184 mln zł kosztów.
Przychody Telewizji Polskiej zwiększyły się w ub.r. o 9,5 proc. do 3,56 mld zł, z czego wpływy sprzedażowe netto - z 3,15 do 3,14 mld zł. Natomiast koszty wytworzenia produktów na własne potrzeby poszły w górę z 88,2 do 166,3 mln zł, a wynik ze zmiany stanu produktów poszedł w dół z 19 mln zł zysku do 17,9 mln zł straty.
Liczba pracowników Telewizji Polskiej w ub.r. zmniejszyła się z 2 913 do 2 893, a liczba etatów - z 2888,95 do 2 876,08. Zatrudnienie w spółce było o ponad 100 pracowników i etatów niższe niż planowane przed rokiem. W Telewizji Polskiej w ub.r. zatrudniono 274 nowych pracowników. Równocześnie ze spółką rozstało się 289 osób.
Dołącz do dyskusji: TVP bez meczów Ekstraklasy i Ligi Mistrzów. Matyszkowicz oszczędzi 100 mln zł