Zatrudnienie w ujęciu rocznym spadło o 0,5 proc. (prognoza BRE Banku i konsensus rynkowy opiewały na -0,6 proc.), co w ujęciu miesięcznym przekłada się na wzrost o ok. 4 tys. etatów. Zaskoczenie wynika z prostej przyczyny – wzrost zatrudnienia w sierpniu jest sprzeczny ze wzorcem sezonowym sugerującym minimalny spadek liczby pracujących. - Szybki przegląd szeregu czasowego zatrudnienia wskazuje, że pod tym względem był to najlepszy sierpień od 2007 roku, czyli od czasów bezprecedensowego boomu na polskim rynku pracy – mówi Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku. W 2010 roku sierpień przyniósł jedynie ok. 2 tys. nowych etatów. Wskazuje to, z jednej strony, na dalszą poprawę sytuacji w gospodarce realnej skłaniającą przedsiębiorstwa do zwiększania popytu na pracę, ale również na zmianę wrażliwości tegoż na koniunkturę – dynamika PKB niezbędna dla wygenerowania wzrostu zatrudnienia jest niższa niż jeszcze kilka lat temu.
Roczna dynamika wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw spadła z 3,5 proc. do 2,0 proc., co jest wynikiem gorszym niż oczekiwania analityków i zbliżonym do prognozy analityków BRE. Dzisiejsze dane to informacja sygnalna. Możemy jedynie spekulować, że za wzrostem wynagrodzeń stoi różnica w liczbie dni roboczych (-1 r/r), efekt wysokiej bazy z poprzedniego roku i przesunięcia premii w górnictwie miedzi. Dynamika w przedziale 2-2,5 proc. jest natomiast spójna z trendem. Nominalny fundusz płac wzrósł o 1,5 proc., realny zaś – o 0,4 proc.. W perspektywie kolejnych miesięcy możemy liczyć jedynie na lekko wznoszącą ścieżkę wynagrodzeń – stosunkowo niskie dynamiki płac to stały element nowego krajobrazu, gdzie polscy przedsiębiorcy muszą stale kontrolować stronę kosztową.
Dane z rynku pracy nie wpłynęły na polski rynek finansowy. - Dane postrzegamy jako pozytywne i wskazujące na solidne podstawy ożywienia gospodarczego. Stąd też, co do tendencji, oczywiście biorąc pod uwagę kierunek procesów w gospodarce światowej, oczekujemy wzrostu oczekiwań na podwyżki stóp w Polsce i spójne ze scenariuszem ożywienia stromienie krzywej dochodowości – ocenia Ernest Pytlarczyk.